Wolnym krokiem udałam się z powrotem do miejsca pracy. Idąc przez korytarz poczułam cudze ręce na biodrach, które pociągnęły mnie do tyłu. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi na klucz. Ciemność sprawiła, że zaczęłam się bać. Wycofywałam się potykając o rzeczy do momentu gdy poczułam przy plecach ścianę.
Gdy światło się zapaliło zostałam oślepiona i zasłaniając oczy rękoma by coś widzieć zauważyłam stojącego naprzeciw mnie Ignaczaka. Nic nie mówił tylko patrzał na mnie z poważną miną.
Oniemiała zaistniałą sytuacją zaczęłam lokalizować miejsce, w którym się znajduje.
Pomieszczenie było tak małe, że problem by był ze zmieszczeniem w nim pięciu osób. Sufit był tak nisko, że siatkarz choć nie należał do najwyższych mógł go dotknąć ze zgiętą ręką. Wokół pełno rzeczy do sprzątania, które walały się a ich ilość była tak duża, że leżały jedna na drugiej. Mała półka, która wisiała na czarnej ścianie ( nie wiadomo czy ją tak pomalowali czy z brudu ) ledwo utrzymywała ciężar różnych środków czystości.
Ten widok sprawił, że zastanawiałam się czy ktoś tu kiedykolwiek sprzątał.
Spoglądając w dół zauważyłam, że mam włożoną nogę w wiadro. Chcąc się go pozbyć oparłam się rękami o ścianę i próbowałam je strzepnąć. Lecz ono jeszcze bardziej się zakręciło, więc puściłam ścianę i stojąc na jednej nodze chciałam rozbroić bombę.
Pech chciał, że straciłam równowagę i poleciałam na Krzysztofa. Ten zręcznie mnie złapał i pomógł zdjąć balast.
Udałam się do drzwi i próbowałam je otworzyć, lecz zapomniałam, że są zamknięte. Odwróciłam się z zniesmaczoną miną i powiedziałam rozkazującym tonem.
- Otwórz! - położyłam ręce na biodrach.
- Nie
- Czemu? - skrzyżowałam ręce na biuście.
- Bo mnie omijasz.
- Co ma wspólnego omijanie ze drzwiami? Hmm?
- A to, że jak wchodzę do szpitala to się za kolumnę chowasz lub pod ladę!! - podniósł głos.
- A może mi się tak podoba? Nic Ci do tego! - sztucznie się uśmiechnęłam.
- A właśnie, że dużo. Nie jesteś mała kochaniutka - otworzyłam usta - i jak się chowasz to czuje się jakbyś mnie szpiegowała! - strzelał we mnie słowami mocno przy tym gestykulując.
- Co? Ty chyba sobie za dużo wyobrażasz! Myślisz, że jesteś siatkarzem i każda na to poleci?! - przeskakiwałam z nogi na nogę z nerwów.
- A Ty co? Nie poleciałaś? Widziałem jak się na mój widok śliniłaś pod twoim domem. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Apff... Kup sobie okulary!! - wrzasnęłam.
- A Ty wagę!! - odkrzyknął.
Stanęłam w bezruchu z otwartą buzią i z wybałuszonymi oczami. Jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi czegoś tak okrutnego... Po chwili wybuchłam.
- Nie no. Koniec! Kurwa! Koniec! - wyrwałam mu klucz i na chama chciałam otworzyć drzwi ale nie potrafiłam trafić do dziury. On stał przyglądając się co robię. Podszedł do mnie z rozłożonymi rękami.
- Martuś... Przepraszam.
- W dupie mam twoje przepraszam! Jak Ci się nie podoba, że jestem gruba to się nie odzywaj , bo oberwiesz tak, że Ci ani w szpitalu nie pomogą. - próbowałam wyważyć drzwi, nie dało się.
- Daj ten klucz. - powiedział spokojnie.
- Nie! - wrzasnęłam.
- No dawaj ten cholery klucz! - próbował mi go wyrwać. Klucz nie wytrzymał presji i złamał się.
- I co zrobiłeś kretynie! - zrobiłam krok w tył, osunęłam się po ścianie. - Teraz już nigdy stąd nie wyjdziemy. - złapałam się za głowę próbując poskładać fakty.
- Nie mów tak, wyjdziemy stąd. - Igła badał drzwi.
- Ta, chyba dopiero jak będzie rozbiórka szpitala. - prychnęłam.
Krzysiek zostawił drzwi i usiadł naprzeciw mnie. Popatrzałam n niego spode łba a on spuścił wzrok.
- I co będzie z naszą niespodzianką? - spytał szeptem.
- Jak na razie mamy tu niespodziankę, więc trzeba się najpierw nią zająć. - mówiłam wyciągają komórkę. Chciałam zadzwonić do Miśka ale przypomniało mi się, że nie mam kasy na telefonie.
- Daj swój telefon.
Podał bez zbędnych kłótni, a ja wklepałam numer, zielona słuchawka i ... brak zasięgu.
- Nosz kurrrr... Czy te telefon zawsze muszą w ważnych chwilach zawodzić?!
- No to jesteśmy ugotowani. - stwierdził.
- Gorzej już być nie może.- rozluźniłam swoje ciało i wtedy spaliła się żarówka. - O jaaa...
Siedzieliśmy tak po ciemku nie odzywając się.
Chciałam czymś zająć swoje myśli byle nie myśleć o beznadziejności sytuacji. Wszystko tylko nie to, wszystko tylko nie to... Wiem, jutro na obiad zrobię kurczaka z ziemniakami... nie, lepiej z ryżem, szybciej będzie.
- O czym myślisz? - spytał Ignaczak.
- Na pewno nie o Tobie. - syknęłam.
- Marta daj już spokój. - westchnął.
- Nie! Nie dam spokoju!... Jak Ty mogłeś w ogóle takie coś pomyśleć, a co dopiero powiedzieć... Pewnie się ze mnie we trójkę nabijaliście, bo nie ma to jak znaleźć sobie kozła ofiarnego. Wielcy sportowcy się znaleźli. Od tej kasy sam się w dupach poprzewracało!! - musiałam wyładować swoją złość.
Igła na to nic nie odpowiedział.
Znów na kolejne godziny zapadła cisza, a ja ze zmęczenia zasnęłam.
------------------------
Niestety nie może być zawsze kolorowo...
Gdy światło się zapaliło zostałam oślepiona i zasłaniając oczy rękoma by coś widzieć zauważyłam stojącego naprzeciw mnie Ignaczaka. Nic nie mówił tylko patrzał na mnie z poważną miną.
Oniemiała zaistniałą sytuacją zaczęłam lokalizować miejsce, w którym się znajduje.
Pomieszczenie było tak małe, że problem by był ze zmieszczeniem w nim pięciu osób. Sufit był tak nisko, że siatkarz choć nie należał do najwyższych mógł go dotknąć ze zgiętą ręką. Wokół pełno rzeczy do sprzątania, które walały się a ich ilość była tak duża, że leżały jedna na drugiej. Mała półka, która wisiała na czarnej ścianie ( nie wiadomo czy ją tak pomalowali czy z brudu ) ledwo utrzymywała ciężar różnych środków czystości.
Ten widok sprawił, że zastanawiałam się czy ktoś tu kiedykolwiek sprzątał.
Spoglądając w dół zauważyłam, że mam włożoną nogę w wiadro. Chcąc się go pozbyć oparłam się rękami o ścianę i próbowałam je strzepnąć. Lecz ono jeszcze bardziej się zakręciło, więc puściłam ścianę i stojąc na jednej nodze chciałam rozbroić bombę.
Pech chciał, że straciłam równowagę i poleciałam na Krzysztofa. Ten zręcznie mnie złapał i pomógł zdjąć balast.
Udałam się do drzwi i próbowałam je otworzyć, lecz zapomniałam, że są zamknięte. Odwróciłam się z zniesmaczoną miną i powiedziałam rozkazującym tonem.
- Otwórz! - położyłam ręce na biodrach.
- Nie
- Czemu? - skrzyżowałam ręce na biuście.
- Bo mnie omijasz.
- Co ma wspólnego omijanie ze drzwiami? Hmm?
- A to, że jak wchodzę do szpitala to się za kolumnę chowasz lub pod ladę!! - podniósł głos.
- A może mi się tak podoba? Nic Ci do tego! - sztucznie się uśmiechnęłam.
- A właśnie, że dużo. Nie jesteś mała kochaniutka - otworzyłam usta - i jak się chowasz to czuje się jakbyś mnie szpiegowała! - strzelał we mnie słowami mocno przy tym gestykulując.
- Co? Ty chyba sobie za dużo wyobrażasz! Myślisz, że jesteś siatkarzem i każda na to poleci?! - przeskakiwałam z nogi na nogę z nerwów.
- A Ty co? Nie poleciałaś? Widziałem jak się na mój widok śliniłaś pod twoim domem. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Apff... Kup sobie okulary!! - wrzasnęłam.
- A Ty wagę!! - odkrzyknął.
Stanęłam w bezruchu z otwartą buzią i z wybałuszonymi oczami. Jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi czegoś tak okrutnego... Po chwili wybuchłam.
- Nie no. Koniec! Kurwa! Koniec! - wyrwałam mu klucz i na chama chciałam otworzyć drzwi ale nie potrafiłam trafić do dziury. On stał przyglądając się co robię. Podszedł do mnie z rozłożonymi rękami.
- Martuś... Przepraszam.
- W dupie mam twoje przepraszam! Jak Ci się nie podoba, że jestem gruba to się nie odzywaj , bo oberwiesz tak, że Ci ani w szpitalu nie pomogą. - próbowałam wyważyć drzwi, nie dało się.
- Daj ten klucz. - powiedział spokojnie.
- Nie! - wrzasnęłam.
- No dawaj ten cholery klucz! - próbował mi go wyrwać. Klucz nie wytrzymał presji i złamał się.
- I co zrobiłeś kretynie! - zrobiłam krok w tył, osunęłam się po ścianie. - Teraz już nigdy stąd nie wyjdziemy. - złapałam się za głowę próbując poskładać fakty.
- Nie mów tak, wyjdziemy stąd. - Igła badał drzwi.
- Ta, chyba dopiero jak będzie rozbiórka szpitala. - prychnęłam.
Krzysiek zostawił drzwi i usiadł naprzeciw mnie. Popatrzałam n niego spode łba a on spuścił wzrok.
- I co będzie z naszą niespodzianką? - spytał szeptem.
- Jak na razie mamy tu niespodziankę, więc trzeba się najpierw nią zająć. - mówiłam wyciągają komórkę. Chciałam zadzwonić do Miśka ale przypomniało mi się, że nie mam kasy na telefonie.
- Daj swój telefon.
Podał bez zbędnych kłótni, a ja wklepałam numer, zielona słuchawka i ... brak zasięgu.
- Nosz kurrrr... Czy te telefon zawsze muszą w ważnych chwilach zawodzić?!
- No to jesteśmy ugotowani. - stwierdził.
- Gorzej już być nie może.- rozluźniłam swoje ciało i wtedy spaliła się żarówka. - O jaaa...
Siedzieliśmy tak po ciemku nie odzywając się.
Chciałam czymś zająć swoje myśli byle nie myśleć o beznadziejności sytuacji. Wszystko tylko nie to, wszystko tylko nie to... Wiem, jutro na obiad zrobię kurczaka z ziemniakami... nie, lepiej z ryżem, szybciej będzie.
- O czym myślisz? - spytał Ignaczak.
- Na pewno nie o Tobie. - syknęłam.
- Marta daj już spokój. - westchnął.
- Nie! Nie dam spokoju!... Jak Ty mogłeś w ogóle takie coś pomyśleć, a co dopiero powiedzieć... Pewnie się ze mnie we trójkę nabijaliście, bo nie ma to jak znaleźć sobie kozła ofiarnego. Wielcy sportowcy się znaleźli. Od tej kasy sam się w dupach poprzewracało!! - musiałam wyładować swoją złość.
Igła na to nic nie odpowiedział.
Znów na kolejne godziny zapadła cisza, a ja ze zmęczenia zasnęłam.
------------------------
Niestety nie może być zawsze kolorowo...
Hej :)
OdpowiedzUsuńTwój, jak na razie, najlepszy rozdział. Naprawdę mnie wciągną i mną miota teraz, bo dalej nie ma. Miotać mną może jeszcze dlatego, że Krzysiek okazał się za przeproszeniem skończonym dupkiem. Jak tak można? Szczerze brakowało mi tutaj siarczystego policzka, no ale cóż. Do tego co to za niespodzianka? Bo w ogóle nie było powiedziane... Rozdział naprawdę świetny. Życzę żeby kolejne były takie, albo lepsze, a w międzyczasie zapraszam na: http://nieplanowani.blogspot.com/
Pozdrawiam ;)
PS. Jak tam z biletami na mecz?
Igła... :(
OdpowiedzUsuńWciągające, nie powiem :D Tylko czemu taki smutny koniec? :)
Czekam na więcej i zapraszam do siebie: http://prawdziwiekochasietylkoraz.blogspot.com/
Ale ta Igiełka mi w tym rozdziale na nerwy działała. Nieładnie, nieładnie. Szkoda, że Marta nie popsuła mu tej facjaty, oj przydałoby się. Naprawdę było mi jej szkoda, niech mu na nerwach zagra i sobie jakiegoś przystojniaka przygrucha :D Zobaczymy co wtedy powie. Ale pomysł z zamknięciem ich w tym schowku świetny xD Szkoda tylko, że tak się porobiło :( Mam nadzieję, że wszystko się dobrze dla Marty skończy. Lubię ją ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
PS.Czy to pod rozdziałem dotyczy biletów? Mam nadzieję, że nie :) Bo komu będę wtedy zazdrościć ;P
Hehe , ten koniec to do rozdziału ;) A o bilety nie ma co się marwić :)
Usuń