poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział X

  Następnego dnia budzik skakał jak oszalały na stoliku. Jednym ruchem wyłączyłam go i udałam się do łazienki. Odbicie w lustrze doprowadziło mnie do palpitacji serca. Wyglądałam jak śmierć: blada, rozczochrana z podkrążonymi oczami. Tylko mi brakowało czarnej sukni z kapturem i kosy. Włosy spięłam w niedbały kok a śnieżnobiałą cerę próbowałam zakryć makijażem. Dużo to nie dało ale zawsze coś.
  Ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do pracy.
  Jak codzień obchód, tym razem nie zwracałam uwagi na Zbyszka. Po obchodzie poszłam poszukać jakiejś roboty. Znów wypadło na to, że stałam przy recepcji i uzupełniałam karty. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że do szpitala zawitał Igła. Szybko schowałam się pod ladę. Igła przeszedł koło recepcji a ja odetchnęłam uff chyba mnie nie widział. Powróciłam do pracy. Za jakieś 10 minut do szpitala wszedł Kubiak. Tym razem uśmiechnęłam się do niego, nie dając nic po sobie poznać.
- Cześć Martuś. - rzekł wesoło z daleka.
- Cześć Kubi.
- Co tam? - spytał stukając palcami o blat.
- Dobrze, a tam? - spytałam pisząc coś w karcie.
- Też dobrze. - spojrzałam na niego. - A co Ty taka blada jesteś... - chwycił mnie z twarz przyglądając się jej uważnie. - Miałaś jakąś nocną przygodę i ktoś Cię wymęczył? - spytał szczerząc się.
- Niee e? - skrzywiłam się. - A Ty co się tak szczerzysz? - spytałam krzyżując ręce.
- Tak jakoś... - zaczął rozglądać się po ścianach. - A co nie mogę? - hmm... coś kręci.
- Możesz, możesz. - powiedziałam bez przekonania i uniosłam lewą brew.
- Dobra, Martuś ja lecę do Zbyszka.
- To leć.
  To było dziwne. - pomyślałam i postanowiłam sprawdzić czy mi czasem makijaż nie spłynął z twarzy.
  Patrzę w lustro nie ma tak źle. Otwieram szybko drzwi i słyszę przeraźliwy krzyk. Patrzę, kto oberwał ode mnie drzwiami. Nagle zastygam. Nie wiem co zrobić. Mówię cicho - przepraszam - i uciekam z miejsca zdarzenia (a może raczej zderzenia).
  Wybiegam ze szpitala i biegnę przed siebie. W końcu zatrzymuję się w parku, siadam na ławce i zaczynam płakać. Dlaczego go ciągle spotykam i na niego wpadam, dlaczego? - w myślach krzyczę. To już jest za wiele dla mnie. - z bezsilności podkurczam nogi.
  Nagle czuje silną dłoń na ramieniu, która ciągnie mnie do siebie.
  Po ciszy, która trwała wieczność, głos się odezwał.
- Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.
  Podążyłam wzrokiem za głosem i zobaczyłam nad sobą smutną twarz Jochena. Automatycznie wstałam i patrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co Ty tu robisz?... Oni Cię przysłali?
- Kto? - spytał skołowany.
  Nie słuchając go usiadłam i zaczęłam mówić bardziej do siebie niż do niego.
- To wszystko jest jakimś złym snem... - zaczęłam kręcić głową - muszę się obudzić... - zaczęłam się szczypać, nic, patrzę na Jochena, on wybałuszył oczy i siedzi z otwartą buzią.
- Nic mi nie jest. Nie musisz się martwić. - wstałam i chciałam już iść ale usłyszałam.
- Chyba nie chcesz się tak pokazać w szpitalu.
- Mas rację. - siadam na ławce, on podał mi chusteczkę, wysmarkałam nos, wytarłam oczy i poprawiłam włosy.
- Jakoś dziwnie się zachowujesz.
- No, też to zauważyłam, nie wiem czy to przez ten okres. - dodałam ciszej.
- Co? - przerwano moje rozmyślania.
- Co? - nagle się ocknęłam i aż podskoczyłam.
- Co to jest okres? - spytał Jochen z dużymi oczami.
- Spytaj się kolegów to Ci powiedzą. - zaśmiałam się pod nosem.
- Dobrze. - ups... on się naprawdę spyta. Wyszczerzył ząbki czym doprowadził mnie do niepohamowanego śmiechu. Potem sam zaczął się śmiać. Gdy już się uspokoiliśmy powiedziałam.
- Dziękuje Ci Jochen za wsparcie.
- Zawsze do usług. - puścił mi oczko.
  Powoli wstałam i udaliśmy się do szpitala.
  Gdy staliśmy pod szpitalem postanowiłam, że będę kontynuować misje i będę wszystkich równo traktować.
  Podeszłam do recepcji i postanowiłam zagadać.
- Cześć Basiu, jak wam idą przygotowania do Zbyszkowych urodzin? - próbowałam się szczerze uśmiechnąć, choć i tak mi to nie wychodziło.
- Cześć. - powiedziała bez jakichkolwiek uczuć. - Dobrze nam idzie. - skrzywiła się. - A coś Ty się nagle taka miła zrobiła? - przyglądała mi się uważnie, ups... chyba mnie przyłapała. - co, też chcesz dołączyć do naszej niespodzianki?
- Nie. - odetchnęłam, zapomniałam że ona nie jest aż tak bystra. - tak po prostu chce poprawić nasze kontakty, by lepiej nam się pracowało. - myślałam, że jej zaraz oczy wylecą z orbity.
- Serio? - dalej patrzała podejrzliwie.
- Serio, serio. - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Coś Ci nie wierze... - dalej patrzała na mnie podejrzliwie. - nie mam czasu na wywody - machnęła ręką. - praca czeka... - i odwróciła się do mnie plecami.
  Ja skrzywiłam się, odwróciłam na pięcie, pomyślałam co za małpa, kierując swoje kroki w głąb korytarza. Chce wojny, to będzie ją mieć... tylko nie teraz.

 ---------------------------------------
Hejo
Co tam u was słychać. U mnie dobrze :D
Możliwe, że w sobotę 16.11 pojadę na mecz Skry i z tego powodu bardzo się ciesze. Będzie to wyjazd ze szkoły i w środę idę się zapisać - trzymajcie kciuki, żeby były trzy wole miejsca - dla Sandry [Zbysia], Wali  [Miśka] i dla mnie [Krzysia] - czyli company xD
Ale jeszcze dzień przed występ z Faski :D 
Pozdrawiam wszystkich Faskowiczów ;]

7 komentarzy:

  1. Hejo :)

    Też bym pojechała na mecz SKRY, upchnij mnie w jakiejś torbie, czy coś. Myślę, że damy radę ;)

    Rozdział fajny i Jochen się pojawił. Czy to znaczy, że jest teraz w stałej obsadzie? Czemu Martuś nie chce tej wojny od razu?

    Pozdrawiam i ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Jakbyś mogła to upchnij jeszcze moją przyjaciółkę. Ok? ^^

      Usuń
    2. Spoko ;P
      To będę musiała dwie walizki wziąć xD

      Usuń
  2. Hejooooooooooooo :D

    Wiem, że długo mnie nie było, ale sprawdzian gonił sprawdzian. Ale już jestem, a przede mną kolejny sprawdzian...

    Jejuuuuuuuu, ale się porobiło jak mnie nie było. Maskara i Jochen :D Jak ja go lubię. Mam nadzieję, że w opowiadaniu będzie na stałe ;) I wojna się szykuję. Ja coś czułam, że Marta kiedyś wybuchnie, oj czułam xD I do tego tyle wątków miłosnych tu można znaleźć, aż się sama gubię, więc proszę o mapę ;P

    PS. Dla mnie też się tam miejsce znajdzie? Bardzo ładnie proszę. Wiesz z wisienką na trocie (albo innym owockiem, jeśli wisienek nie lubisz, bo ja na przykład wolę czereśnie).

    Ściskam i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy się śmiejecie a ja się serio stresuje, żeby miejsce dla nas było, aż mnie brzusio boli :(

      Usuń
    2. Dla nas? Czyli rozumiem, że dla was (ty i przyjaciółki/koleżanki) i ja? Dobrze zrozumiałam? Bo wiesz, aż taka duża nie jestem i jakoś mnie przeszmuglujecie mam nadzieję xD

      Ale tak na serio, to wierzę, że się uda! Trzymam kciuki :D

      Usuń