wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział XV

   Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Poszłam do kuchni po jakieś tabletki. Nigdy więcej nie imprezuje z Kubiakiem pomyślałam pijąc wodę. Wróciłam do sypialni, ubrałam się i znów poszłam do kuchni, zjadłam lekkie śniadanie i zaczęłam się powoli zbierać do pracy. Gdy zamykałam drzwi zadzwonił mój telefon.
- Martuś! Musimy porozmawiać...
- Ale nie teraz, spieszę się do pracy. - powiedziałam krzywiąc się.
- Dobrze, dziś o 20 do Ciebie wpadnę.
- Okey. Do zobaczenia. - rozłączyłam się.
   Kurcze, co ta Zuza wymyśliła.
   Przeszłam przez pasy i już po chwili wchodziłam do szpitala. Poszłam się przebrać i dołączyłam do obchodu. Gdy doszliśmy do pokoju Zbyszka, pacjent nie miał zbyt wesołej miny. Postanowiłam, że później z nim porozmawiam. Ostatnio trochę podpadłam przez tych siatkarzy i nie chcę się rzucać w oczy... rano... w poniedziałek.
   Dziś zajmowałam się lekkimi ranami, oparzeniami i tym podobne. Nadszedł czas lunchu. Stojąc przed drzwiami do pokoju Zbyszka lekko zapukałam, wystawiłam głowę i spytałam.
- Mogę?
- Wlazł! - krzyknął ani się na mnie nie patrząc.
   Weszłam, siadłam przy jego łóżku i złapałam go za rękę.
- Zbyszek, nie smutaj.. - powiedziałam czule a on popatrzał mi w oczy. - Co się stało, że jesteś taki smutny? - Zbyszek odwrócił wzrok i patrzał na sufit. - Mi możesz powiedzieć, nikomu nie wygadam. - uśmiechnęłam się lekko. 
   Przez dłuższy czas nie mógł się przełamać. W końcu się odezwał.
- Lekarza przyszedł i powiedział, że dziś zrobią operacje a nie w środę. Zwolniło się miejsce i.. - jego oczy gdzieś błądziły - .. i dziś wyląduje na stole. - popatrzał na mnie smutnymi oczami. - Marta, ja się boję. - popatrzał mi głęboko w oczy, po chwili znów patrzał przed siebie i zbladł. - A co jeśli pójdzie coś nie tak?
- Zbyyyszek... Nie ma się czego bać. To tylko wycięcie wyrostka robaczkowego. - ścisnęłam mocniej jego rękę. - Mamy dobrych lekarzy, dlatego dopiero nie masz się czego bać. - uśmiechnęłam się. - Obiecuje, że wszystko będzie dobrze. - ścisnęłam jego dłoń moimi dwoma małymi łapkami. Wstałam, pochyliłam się nad nim, pocałowałam go w policzek, lekko poklepała w drugi i powiedziałam. - Nie daj się ześwirować. Będzie dobrze. - posłałam mu szczery uśmiech i odeszłam.
   Gdy stałam przy drzwiach Zibi się odezwał.
- Marta! - odwróciłam się. - Dziękuje. - uśmiechnął się.
- Od czego ma się przyjaciół. - uśmiechnęłam się.
   Wyszłam.. Od czego ma się przyjaciół.
   A gdzie się podziali Ci od niego wielcy przyjaciele? Idąc przez korytarz myślałam intensywnie. Jeden pewnie leży na podłodze zalany w trupa a drugi się na mnie obraził i już ani do swojego kolegi nie przyjdzie. Pokręciłam głową. Muszę do któregoś napisać, w końcu ktoś musi pocieszyć Zbyszka i być przy nim w tak ważnej dla niego chwili. Podeszłam do wielkiej tablicy, na której było wszystko wypisane. Operacja Zbyszka została zapisana na 15. Popatrzałam na zegarek, teraz jest 12.
   Poszłam do pokoju od lekarzy. Akurat była pusta, głośno odetchnęłam i zamknęłam drzwi na klucz. Nie chciałam, żeby mi ktoś przeszkadzał podczas rozmowy. Wyciągnęłam telefon i wklepałam odpowiedni numer. Głośno wypuściłam powietrze i przycisnęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, drugi, trzeci... włączyła się automatyczna sekretarka. Szybko rozłączyłam się i znowu spróbowałam. Skończyło się tak jak poprzednia próba. Ehh, pewnie dalej leży na podłodze.
- Kac morderca nie ma serca. - powiedziałam do siebie kręcąc głową.
   Wybrałam tym razem numer do Ignaczaka. Bałam się, że odbierze. Bałam się tej rozmowy ale czego się nie robi dla przyjaciół. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Chciałam się rozłączyć lecz usłyszałam głos w słuchawce.
- Halo?! - przestraszyłam się trochę ale wzięłam się w garść.
- Cześć! Tu Marta. Mam do Ciebie prośbę.. - cisza - yyy... Krzysiu? - dalej cisza... 
   Rozłączyłam się.. Co jest kurde?
   Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić.
- Marta? Co chciałaś? - spytał bez żadnym uczuć.
- Krzysiu, przyjedziesz do szpitala? Zbyszek ma dziś operacje i chcę, żeby ktoś przy nim był.
- Marta, ja dziś nie mogę... - po tej wypowiedzi usłyszałam szum.
- Co? Czemu? - rozłączył się. Zdenerwowana wyszłam z pomieszczenia. Szybko przemierzyłam korytarz. Po chwili stałam przy drzwiach dyrektora. Lekko zapukałam.
- Proszę! - weszłam do gabinetu i usiadłam na wskazanym mi miejscu.
- Panie dyrektorze, mam sprawę.
- Tak?
- Dowiedziałam się, że Zbigniew Bartman będzie mieć dzisiaj operacje.
- Tak to prawda. I co w związku z tym?
- To mój przyjaciel i chciałabym być przy nim w tak ważnych dla niego chwilach. - mówiłam przekonująco.
- Rozumiem Cię Marto.. dobrze, masz teraz wolne, ale będziesz musiała to odrobić innym razem. - wstałam.
- Dziękuje Panu bardzo. - wyszłam z gabinetu i udałam się przebrać. W swoich już ciuchach weszłam do pokoju Zbyszka. On leżał w łóżku tempo wpatrując się w sufit. Ani nie zauważył, że weszłam.
Usiadłam na krześle obok łóżka i zaczęłam patrzeć w ten sam punkt co Zbyszek.
- O czym myślisz? - spytałam a Zbyszek podskoczył na łóżku.
- Matko, nie strasz mnie bo dostane zawału i mi nikt już nie pomoże. - trzymał się za serce. Po chwili mnie zlustrował. - A Ty czemu nie w pracy?
- Mam wolne. - uśmiechnęłam się do niego.
- Jak to? - zrobił duże oczy.
- Dar przekonywania i urok osobisty zrobiły swoje. - zrobiłam słodką minę i odrzuciłam włosy do tyłu.
- Tak, tak Marta czarodziejka każdego przekabaci. - zaczęliśmy się śmiać.
   Czas szybko nam mijał na rozmowie. Dowiedziałam się bardzo dużo rzeczy o Zbyszku.. na przykład, że panicznie boi się krwi i gdy ją widzi od razu mdleje.
   Na zegarze wybiła 20. Ścisnęłam mocno rękę Zbyszka. On zrobił smutne oczy. Do pokoju wszedł lekarz.
- Panie Zbyszku już czas. - Zibi wstał i mocno mnie przytulił.
- Zbyszku, wszystko będzie dobrze. - szepnęłam mu na ucho. On pocałował mnie w policzek. Puścił mnie i usiadł na wózku inwalidzkim. Po chwili wszyscy wyszli z pokoju a ja oparłam się o framugę i pomachałam Zbyszkowi gdy ten się odwrócił.
   Głośno wypuściłam powietrze. Oby wszystko poszło dobrze.
   Wyciągnęłam telefon - 18 nieodebranych połączeń i 7 smsów. Zapomniałam o Zuzi. Weszłam z powrotem do pokoju i wybrałam do niej numer. Długo nie musiałam czekać, od razu odebrała.
- Marta, gdzie Ty jesteś? Czekam już na Ciebie z pół godziny.
- Zuza, ja przepraszam... - oparłam się o łóżko - jaa... - przed oczami zobaczyłam ciemność i bezwładnie opadłam na podłogę.
- Marta! Co jest? Marta!!! - ostatnie co usłyszałam...

-----------------------------------------------
Hey
Ktoś spodziewał się takiego obrotu sprawy?
Szczerze, choć ten rozdział jest trochę dramatyczny to i tak mi się podoba.

Ja aktualnie jestem chora, leże w łóżku i pozdrawiam moją klasę, która dziś będzie w szkole robić pierniki. Ciekawe czy mi chociaż jednego zostawią xD

Co stało się Marcie?
Jak przebiegła operacja?
Dowiecie się w następnych rozdziałach.

Jak uważacie, z kim powinna być Marta i dlaczego?
Bardzo ciekawi mnie wasza opinia ;]

Dziękuję za nominacje do Liebster Award od
- Faith.
- niezapominajka

Odpowiedzi na pytania w zakładce Nominacje.

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział XIV

   Gdy Misiek wyszedł zamknęłam drzwi. Opierając się o nie wypuściłam głośno powietrze. No to się wkopałam.
Najpierw  wzięłam szybki prysznic. później w ręczniku zaczęłam szukać jakiejś fajnej sukienki.  W końcu znalazłam idealną. Szybko ja założyłam i udałam się do łazienki wysuszyć włosy i lekko je podkręcić. Nim się obejrzałam dochodziła 21
 Mój telefon zadzwonił, szybko odebrałam i powiedziałam.
- Już idę.
   Zabrałam torebkę i zamknęłam dom. Wsiadłam do samochodu witając się z Kubiakiem.
- Cześć Misiu! - uśmiechnęłam się.
- Cześć! No jak Ty pięknie wyglądasz. - poruszał figlarnie brwiami.
- Ach nie słodź, bo się zaczerwienie. - zaczęliśmy się śmiać.
  Szybko dojechaliśmy do klubu.
- Misiek, skąd znasz takie miejsca? - spytałam zdziwiona, rozglądając się po wnętrzu wielkiej sali.
- Martuś, Ty jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz. - puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się pod nosem.
   Na początek podeszliśmy do baru i zamówiliśmy dwa drinki. Po nich poszłam zaszaleć na parkiecie z Kubim. Jeden kawałek, drugi, trzeci... strasznie zachciało mi się pić, więc zaciągnęłam Miśka za rękę pod bar. Zamówiliśmy kolejne drinki, żeby podładować baterie. Misiek opowiadał mi historie związane z kadrą. Ledwo co złapałam oddech to znów zaczynałam się śmiać jak opętana. Od tego aż rozbolał mnie brzuch.
   W mojej głowie lekko zaszumiało dlatego pociągnęłam Michała za rękę abyśmy poszli na parkiet. Po drodze wpadłam na jakąś wysoką blondynkę. Ta odwróciła się a ja zamarłam. Misiek skrzywił się wyczuwając, że coś jest nie tak.
- Zuza? - spytałam wyszczerzając oczy.
- Martuś? Co Ty tu robisz? - spytała przytulając mnie mocno.
- Przyszłam z Miśkiem zaszaleć. A Ty?
- Ja imprezuje. - uśmiechnęła się a ja kiwnęłam głowa. No tak przecież Zuza to wieczny imprezowicz.
- Kiedy pofarbowałaś włosy na blond? - spytałam.
- Jakiś tydzień temu. - zrobiłam duże oczy.
- Serio? Czemu nic nie powiedziałaś ? - powiedziałam z żalem.
- Ah, jakoś czasu nie miałam. Wiesz... studia i te sprawy. - skrzywiła się.
- Tak, tak dobrze Cię rozumiem. - Michał chrząknął i przypomniałam sobie, że nie przyszłam tu sama.
- Pewnie się zastanawiasz co to za przystojniak stoi koło mnie. - powiedziałam zachęcająco. - Suzi to jest Michał, Michał - Zuza. - pokazywałam palcami wskazującymi raz na jednego, raz na drugiego. - Misiu, to ta moja koleżanka od "50 twarzy Greya" - szepnęłam Kubiakowi na ucho a ten zrobił duże oczy.
- Co tam szepczecie? - spytała Suzi mrużąc oczy.
- Nic takiego... Misiek znalazł twoją książkę i myślał, ze jest moja. - uśmiechnęłam się. - No Misiu, spytaj o to, co prędzej chciałeś. - szturchnęłam go łokciem a ten jakby oprzytomniał.
- No właśnie spytaj. - zachęcała Zuzia po tym jak puściłam jej oczko.
- Ja... - zaciął się, pokręcił głową. - Ja chciałem się spytać czy... czy nie chciałabyś ze mną zatańczyć. - uśmiechnął się szarmancko a ja przewróciłam oczami.
- Chętnie. - Suzi złapała jego dłoń i poszli razem na parkiet.
   No i zostałam sama.
   Poszłam do baru, zamówiłam kolejnego drinka i po wypiciu wróciłam na parkiet. Chwile poszalałam, bo potem puścili wolna piosenkę. Rozejrzałam się wokół, wszyscy tańczyli wtuleni w siebie. Mój wzrok zatrzymał się na Zuzi i Michale. Tak słodko razem wyglądali.
   Usiadłam przy barze i przez dłuższą chwile przyglądałam się im. Szkoda, że ja nie mam takiego szczęścia. Spuściłam wzrok i popatrzałam na prawie pusty kieliszek. Przynajmniej mam jednego kompana uśmiechnęłam się niemrawo. Wypiłam to co zostało i poszłam do ubikacji.
   Gdy wróciłam na parkiecie nie widziałam ani Michała ani Zuzy. Pewnie wyszli się przewietrzyć i zaraz wrócą. Zaczęłam tańczyć. Tak się wczułam, że straciłam kontakt z rzeczywistością. Nie widziałam ile czasu minęło. Godziny.. minuty.. sekundy.. nie było ważne, która jest godzina, ważne było by jak najdłużej być w tym błogostanie. Parkiet stawał się coraz bardziej pusty. W końcu przestałam tańczyć.
   Postanowiłam, że czegoś jeszcze się napije, tym razem bez procentów. Poszłam poszukać moje zguby , ludzi było coraz mniej w klubie dlatego szybo stwierdziłam, że ich już nie ma. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam.
   Stojąc przed klubem straciłam orientacje, gdzie mogę się aktualnie znajdować. Złapałam taksówkę i podałam kierowcy mój adres zamieszkania. Sprawdziłam godzinę na telefonie.. No pięknie 4 rano. Taksówkarz zatrzymał się pod moim domem, zapłaciłam, grzecznie podziękowałam i wysiadłam z samochodu.
   Stanęłam przed drzwiami i miałam problemy z trafieniem kluczem do dziurki od drzwi. Za którymś tam razem udało się. Odetchnęłam i weszłam do swojego domu. Nie zapalając światła rzuciłam swoje rzeczy w ciemność, zdjęłam buty i poczłapałam do sypialni. Zdjęłam sukienkę, założyłam koszule nocną i gdy położyłam się do łóżka od razu zasnęłam.

   Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Poszłam do kuchni po jakieś tabletki. Nigdy więcej nie imprezuje z Kubiakiem pomyślałam pijąc wodę. Wróciłam do sypialni, ubrałam się i znów poszłam do kuchni, zjadłam śniadanie i zaczęłam się powoli zbierać do pracy. Gdy zamykałam drzwi zadzwonił mój telefon.
- Martuś! Musimy porozmawiać...

-----------------------------------------------------------
Hey
Tak oto mamy kolejny rozdział. 
Kto zadzwonił do Marty? 
Czy zmienią się relacje Marty z Michałem ?
Co będzie się działo w szpitalu ?
Na te pytania odpowiedź w następnym rozdziale :D

Prośba.
Po przeczytaniu tego rozdziału, proszę , pozostaw po sobie komentarz.
Chciałabym wiedzieć ile osób czyta te opowiadanie i czy opłaca się je dalej pisać.

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział XIII

- Co Ty tu robisz? - spytałam poddenerwowana.
- Nie ma u Ciebie Igły? - spytał zaglądając w głąb mieszkania.
- Nie... Nie ma... i nigdy nie będzie. - skrzywiłam się. - A czemu miałby być u mnie? - spytałam oburzona i położyłam ręce na biodra.
- Bo wiesz... - podrapał się po karku - wygląda jakby tu był albo jakbyś na niego czekała. - odparł patrząc na mój ręcznik i śmiejąc się.
- Dobra, dobra... Panu już podziękujemy. - powiedziałam zamykając przed nim powoli drzwi.
- Marta! - krzyknął.
- Co?!
- Miażdżysz mi nogę! - popatrzałam ... rzeczywiście.
- To po coś ją tam pchał? - zrobiłam minę wszechwiedzącej.
- Bo mnie swędziała wiesz! - odparł wnerwiony, a ja zaczęłam się śmiać.
   Po chwili on też się zaczął śmiać.
- Co się brechtasz? - od razu spoważniałam.
- Teraz jestem poszkodowany i musisz się mną zająć. - pokazał mi język.
- Dobra właź. - otworzyłam drzwi szeroko.
   Misiek wszedł i od razu rzucił się na kanapę. Popatrzałam na niego i przechodząc koło kanapy powiedziałam.
- Tak, tak ... czuj się jak u siebie. - wymachując teatralnie rękami.
- To co dziś szef kuchni serwuje? - spytał Misiek krzyżując ręce za głową.
- Jak na razie kawę lub herbatę. - powiedziałam pochylając się nad nim.
- Herbatkę poproszę. - uśmiechnął się słodko.
- Dobrze, że herbatkę, bo i tak kawy nie mam. - powiedziałam idąc do kuchni.
- To po co się pytasz czy kawę chce? - skrzywił się.
- Z grzeczności. - wychyliłam głowę z kuchni i posłałam mu złowrogie spojrzenie. Zapadła chwila niezręcznej ciszy.
- Czemu nie masz kawy w domu? Skończyła Ci się czy co? - wstał, podszedł do pułki i zaczął oglądać moje zdjęcia i figurki.
- Nie mam, bo nie lubię. - powiedziałam wyciągając szklanki.
- Serio nie lubisz?
- Wymysły Panny Marty. - zaśmiałam się pod nosem. - Dobra Misiek, idę się ubrać, jak się będzie woda gotować to zalej herbatę. Proszę. - zniknęłam za drzwiami sypialni.
   Gdy wróciłam Kubiak trzymał dwie książki w rękach. Wyczuł, że stoję i się na niego patrzę. Odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie pytająco.
- Marta, co Ty czytasz? - obrócił jedną książkę w moją stronę a drugiej się uważnie przyglądał.
- " Weronika postanawia umrzeć " - przeczytałam tytuł - No co, bardzo fajna książka. - uśmiechnęłam się.
- Niech Ci będzie... - powiedział pod nosem - ale mam nadzieje, że tą książkę nie czytasz dogłębnie. - Zobaczyłam granatową książkę z krawatem na okładce i wielkim napisem " 50 twarzy Greya"
- To nie moje.. - odparłam przekonująco.
- A kogo? - zmarszczył brwi.
- To od... koleżanki.
- A jak koleżanka ma na imię? - spytał podejrzliwie.
- Zuźka. A po co Ci to wiedzieć? - skrzywiłam się.
- Spytaj się jej czy poszukuje swojego Greya. - powiedział ruszając znacząco brwiami.
- Misiek!! Ty zboczuchu!! - oberwał ramie.
- Ałł... No co ?
- Psińco! - krzyknęłam. - Zalałeś herbatę? - spytałam już spokojniej.
- Nie.
-To choć, trzeba zalać. - złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
   Weszliśmy do mojej małej kuchni, zrobiłam herbatę i usiedliśmy przy stole.
- Jesteś głodny?
- Tak troszeczkę. - odpowiedział i złapał się za brzuch.
- To zrobię coś fajnego. - uśmiechnęłam się wesoło.
   Podeszłam do szafki, wyciągnęłam książkę kucharską, zaczęłam szukać i już po chwili miałam przepis przed sobą.
   Wyciągnęłam gorzką czekoladę przy czym Michał się uśmiechnął i oblizał wargi.
- Uuu.. Będzie coś dobrego. - zrobił duże oczy.
   Wyciągnęłam wszystkie składniki i zaczęłam robić pyszny deser. Misiek mi trochę pomagał. Potem zaczął się rządzić.
- Misieek, dobrze że jesteś siatkarzem bo kucharz z Ciebie marny. - zaśmiałam się.
  Oberwałam za to mąką. Kruszyna myślał, że wygrał i z uśmiechem szedł usiąść do stołu. Gdy był do mnie tyłem wsypałam mu garść mąki za kołnierz. Nagle się odwrócił i sypnął mi ją we włosy.
   Wtedy rozpętała się wojna. Zaczęliśmy rzucać siebie wszystkimi składnikami, które były pod ręką.
Aby uniknąć jego ataków kucnęłam za stołem prędzej rzucając w niego jajkiem. Kubi podszedł do mnie i chciał mnie złapać i mi oddać ale poślizgnął się i jego cielsko przygniotło moje.
   Zaczęliśmy się śmiać jak opętani. Po chwili Misiek przestał i wpatrywał się głęboko w moje oczy. Nasze twarze dzieliły milimetry. Patrzał na mnie z takim błyskiem w oku, tak intensywnie że myślałam ( a może pragnęłam) żeby tak chwila trwała wieki. Czekałam na to aż moje usta połączą się z jego. Postanowiłam sama pomóc szczęściu przybliżając swoją twarz lecz on w tym samym momencie odwrócił głowę i prostując się powiedział.
- Musimy to posprzątać.
   Wstał i podał mi swoją rękę. Gdy wstałam Michał wziął szmatkę i zaczął wycierać blaty. Ja postanowiłam, że dokończę suflet czekoladowy. Dodałam ostatnie składniki i włożyłam deser do piekarnika.
- Marta, co dziś robisz wieczorem? - spytał Kubi patrząc na mnie jednym okiem.
- Jak na razie nie mam planów. - wzięłam brudne naczynia do zmywarki.
- To może byśmy poszli na dyskotekę? - zrobiłam duże oczy. - Bo wiesz... Ty taka samotna jesteś... Nie potrzebujesz kogoś do towarzystwa? - popatrzał na mnie z politowaniem.
- No co Ty, przecież mam Ciebie. - uśmiechnęłam się chowając składniki ( a raczej to co z nich pozostało )
Misiek podrapał się po karku i powiedział.
- Mi nie o to chodzi.. - skrzywił się - ... chodzi o to czy nie potrzebujesz kogoś... no wiesz... buzi buzi i te sprawy. - przygryzł wargę.
- Chłopaka? - spytałam.
- Tak! - uśmiechnął się promiennie.
- Nie potrzebuje... Ale jeżeli tak chcesz to pójdziemy na tą dyskotekę.
- To fajnie. - uśmiechnął się.
  Po 10 minutach deser był gotowy. Wyłożyłam suflet ładnie na talerzyki.
  Kuchnia była już w miarę ogarnięta, więc poszliśmy do salonu. Tam pogadaliśmy i ustaliliśmy że o 21 przyjedzie po mnie Misiek.
Z jednej strony się cieszyłam, nie będę się sama nudzić w domu lecz z drugiej się martwiłam... w co ja się ubiorę?

---------------------------------------------------------
 Elo elo 3..2..0 
Co tam słychać? 
U mnie w miarę dobrze tylko bolą mnie trochę mięśnie - za bardzo się napaliłam na siatkówkę.
Teraz się postaram trochę częściej dodawać rozdziały :)
Rozdział trochę weselszy niż ostatnio, no przecież nie można się ciągle smucić c' nie?
Co wydarzy się na dyskotece ?
Czy wydarzy się coś niespodziewanego ?
Odpowiedź w następnym rozdziale :D

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział XII

  Otworzyłam jedno oko. Zobaczyłam różowy sufit. Otworzyłam drugie oko i podniosłam lekko głowę. Jetem w swoim łóżku - odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się po pokoju - wszystko było po staremu. Wielkie łóżko naprzeciw drzwi, a obok niego mała szafka nocna. Przez wielkie okno z fioletowymi zasłonami wchodziła duża ilość światła, oświetlająca moją drewnianą szafę.
  Popatrzałam jeszcze na fioletową pufę przy kaloryferze. Lubię w niej przesiadywać czytając romansidła.
  Pomimo dużego łóżka miałam mało miejsca. Kurcze, aż taka gruba nie jestem?! - przeszła mi myśl przez głowę. Podniosłam lekko kołdrę i popatrzałam na swoje ciało. Wszystko niby na swoim miejscu... ale zaraz zaraz... co tu robi ta ręka? Wzrokiem zaczęłam podążać po ręce, szukając od niej właściciela. Mój wzrok zatrzymał się na niebieskich tęczówkach. Ich właściciel przyciągnął mnie do siebie widząc, że się na niego patrzę.
- Cześć kochanie. - pocałował mnie namiętnie.
- Cześć. - popatrzałam na niego trochę skołowanym wzrokiem.
- Nie bój się mała, tatuś się Tobą zajmie. - zaczął całować mnie po dekolcie, potem po szyi zmierzając powoli do góry. On był sprawcą rozkoszy, bawił się mną jakbym ważyła 5 kilo. Ciągle coś gniotło mnie w ramie, więc w końcu się odwróciłam, żeby zobaczyć kto to a kolejny osobnik wpił się w moje usta.
- Witaj piękna. Widzę, że mój kolega już się Tobą zajął... - zaczął delikatnie gładzić moją dłoń. - Tylko widzę, że coś niestarannie. - uśmiechnął się łobuziarsko, obracając mnie w swoją stronę i łapiąc za udo. Powoli zaczął gładzić je po wewnętrznej stronie.
  Chłopaki łaskotali mnie dotykając tu i ówdzie, przez co czułam się jak w razu. Pieszczot było niemało, a ja wiłam się na łóżku przy każdym ich dotknięciu. Już zaczęłam sobie wyobrażać moje najdziksze fantazje erotyczne, kiedy ktoś nam przerwał.
  Do pokoju wparowała ( bo inaczej tego nie idzie ująć ) rozwścieczona kobieta w stroju pokojówki. (wyglądała jak z teledysku Sexi Papi )
- Misiek! Co Ty robisz?!
- Kotku, to nie tak jak myślisz... - Misiek wyskoczył z łóżka i w słońcu zabłysły jego pośladki a pokojówka rozdziawiła buzie. Ja zmarszczyłam brwi i powiedziałam do siebie szeptem.
- Kotku?? - i wtem przypomniała m się rozmowa ze Zbyszkiem jak mówił, że Kubi nie ma dziewczyny a ja rozmawiałam przez telefon.
- Kochanie, ja Ci wszystko wyjaśnię. - odwrócił się w moją stronę a ja zamknęłam oczy z bezsilności. - To jest... - do moich uszu doszedł jakiś bełkot, po chwili nie słyszałam nic. Przestraszyłam się i otworzyłam oczy ale nic nie widziałam. Nagle poczułam jakby moje ciało spadało z dużej wysokości a oczami wyobraźni widziałam podłogę, na którą spadam. Przy samej ziemi moje ciało wzdrygnęło sobą wywołując niemiłe uczucie. Zamknęłam oczy i poczułam, że ktoś szarpie mnie za ramie i coś szepcze.
- Marta... Obudź się.
  Po usłyszeniu tego automatycznie się podniosłam biorąc dużą ilość powietrza do płuc. Uczucie takie jakby ktoś wyrwał mnie z podróży astralnej. Zderzyłam się głową z osobą, która przed chwilą nade mną wisiała. Po chwili skołowania spytałam trzymając się za głowę.
- Gdzie ja jestem? Co się właśnie stało?
- Miałaś koszmary, rzucałaś się na boki i majaczyłaś przez sen, dlatego Cię obudziłem. - odparł Ignaczak również trzymając się za głowę.
  Nagle usłyszeliśmy jakby ktoś nerwowo przekręcał klucz w zamku, od razu popatrzeliśmy w tamtym kierunku. Po chwili drzwi się otworzyły a nas oślepiła ilość światła, która dostała się do pomieszczenia. Do pokoju weszła kobieta w stroju sprzątaczki. Wyglądała na około 40 - 45 lat. Przestraszyła się i zrobiła krok do tyłu, patrząc na nas nieśmiało.
- Przepraszam, ja tylko po miotłę. - próbowała jakoś wejść do kanciapy, jednak zrezygnowała, cofnęła się i wyszła. My powoli wstaliśmy, patrząc na siebie pytającym wzrokiem. Po chwili wróciła sprzątaczka, tym razem z latarką. My wyszliśmy, żeby zrobić jej miejsce. Już chciałam odejść, ale odwróciłam się i spytałam.
- Pani jest tu nowa? Bo prędzej Pani tu nie widziałam.
- Tak, jestem nowa. Krystyna. - podała mi rękę.
- Marta. - uścisnęłam jej dłoń. Pani Krystyna szybko chwyciła miotłę i powiedziała.
- Przepraszam Cię Marto, ale muszę wracać do pracy, bo nie chcę podpaść szefowi w pierwszy dzień. - uśmiechnęła się, ja kiwnęłam głową i odeszłam.
  Przechodząc koło recepcji popatrzałam na zegar. Jest 9... okey... pójdę do domu się odświeżyć. Zabrałam swoje rzeczy z szatni i spacerkiem udałam się do domu.
  Weszłam, rozebrałam się wieszając płaszcz na wieszaku a torebkę położyłam na szafkę. Ściągnęłam buty i boso udałam się powoli do sypialni. Wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki napuścić wodę do wanny. Wlałam też trochę olejków, aby umilić sobie kąpiel i odpocząć od pracy. Woda powoli zapełniała wannę a ja udałam się do mojej małej kuchni.
  Na środku niej stał stół a na nim bukiet kwiatów, które niedawno kupiłam. Stół choć nie był duży zajmował większość miejsca w pomieszczeniu. Przy ścianie stała lodówka, umywalka, kuchenka gazowa - same najpotrzebniejsze rzeczy. Podeszłam do szafki, która wsiała dość wysoko. Podsunęłam sobie taboret, z szafki wyciągnęłam szklankę, a do niej nalałam sobie soku pomarańczowego.
  Udałam się do łazienki popijając sok. Odłożyłam szklankę, rozebrałam się i weszłam do wanny pełnej gorącej wody. Działała ona kojąco na moje zmęczone ciało. Odprężyłam się całkowicie w pewnej chwili zasypiając.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Woda była już zimna, więc musiałam troszkę długo pospać. Mój gość ciągle dobijał się do drzwi. Powoli wyszłam z wanny owijając się ręcznikiem. Włożyłam różowe papcie na nogi i powędrowałam do drzwi. Otworzyłam je, krzywiąc się na widok przybysza.
- Co Ty tu robisz? - spytałam poddenerwowana.

----------------------------
 
Przepraszam, że mnie prędzej nie było ale jakoś brak weny to sprawił.
Jak na razie skupiam się głównie na występnie, siatkówce i meczu.
Jeszcze tylko tydzień. Bilety załatwione, więc nie ma co się martwić.
Mam nadzieje, że mój plan przebiegnie bez żadnych niepowodzeń :)



Jak myślicie, kto mógł przyjść do Marty? 

środa, 30 października 2013

Rozdział XI

  Wolnym krokiem udałam się z powrotem do miejsca pracy. Idąc przez korytarz poczułam cudze ręce na biodrach, które pociągnęły mnie do tyłu. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi na klucz. Ciemność sprawiła, że zaczęłam się bać. Wycofywałam się potykając o rzeczy do momentu gdy poczułam przy plecach ścianę.
  Gdy światło się zapaliło zostałam oślepiona i zasłaniając oczy rękoma by coś widzieć zauważyłam stojącego naprzeciw mnie Ignaczaka. Nic nie mówił tylko patrzał na mnie z poważną miną.
  Oniemiała zaistniałą sytuacją zaczęłam lokalizować miejsce, w którym się znajduje.
  Pomieszczenie było tak małe, że problem by był ze zmieszczeniem w nim pięciu osób. Sufit był tak nisko, że siatkarz choć nie należał do najwyższych mógł go dotknąć ze zgiętą ręką. Wokół pełno rzeczy do sprzątania, które walały się a ich ilość była tak duża, że leżały jedna na drugiej. Mała półka, która wisiała na czarnej ścianie ( nie wiadomo czy ją tak pomalowali czy z brudu ) ledwo utrzymywała ciężar różnych środków czystości.
  Ten widok sprawił, że zastanawiałam się czy ktoś tu kiedykolwiek sprzątał.
Spoglądając w dół zauważyłam, że mam włożoną nogę w wiadro. Chcąc się go pozbyć oparłam się rękami o ścianę i próbowałam je strzepnąć. Lecz ono jeszcze bardziej się zakręciło, więc puściłam ścianę i stojąc na jednej nodze chciałam rozbroić bombę.
  Pech chciał, że straciłam równowagę i poleciałam na Krzysztofa. Ten zręcznie mnie złapał i pomógł zdjąć balast.
  Udałam się do drzwi i próbowałam je otworzyć, lecz zapomniałam, że są zamknięte. Odwróciłam się z zniesmaczoną miną i powiedziałam rozkazującym tonem.
- Otwórz! - położyłam ręce na biodrach.
- Nie
- Czemu? - skrzyżowałam ręce na biuście.
- Bo mnie omijasz.
- Co ma wspólnego omijanie ze drzwiami? Hmm?
- A to, że jak wchodzę do szpitala to się za kolumnę chowasz lub pod ladę!! - podniósł głos.
- A może mi się tak podoba? Nic Ci do tego! - sztucznie się uśmiechnęłam.
- A właśnie, że dużo. Nie jesteś mała kochaniutka - otworzyłam usta - i jak się chowasz to czuje się jakbyś mnie szpiegowała! - strzelał we mnie słowami mocno przy tym gestykulując.
- Co? Ty chyba sobie za dużo wyobrażasz! Myślisz, że jesteś siatkarzem i każda na to poleci?! - przeskakiwałam z nogi na nogę z nerwów.
- A Ty co? Nie poleciałaś? Widziałem jak się na mój widok śliniłaś pod twoim domem. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Apff... Kup sobie okulary!! - wrzasnęłam.
- A Ty wagę!! - odkrzyknął.
  Stanęłam w bezruchu z otwartą buzią i z wybałuszonymi oczami. Jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi czegoś tak okrutnego... Po chwili wybuchłam.
- Nie no. Koniec! Kurwa! Koniec! - wyrwałam mu klucz i na chama chciałam otworzyć drzwi ale nie potrafiłam trafić do dziury. On stał przyglądając się co robię. Podszedł do mnie z rozłożonymi rękami.
- Martuś... Przepraszam.
- W dupie mam twoje przepraszam! Jak Ci się nie podoba, że jestem gruba to się nie odzywaj , bo oberwiesz tak, że Ci ani w szpitalu nie pomogą. - próbowałam wyważyć drzwi, nie dało się.
- Daj ten klucz. - powiedział spokojnie.
- Nie! - wrzasnęłam.
- No dawaj ten cholery klucz! - próbował mi go wyrwać. Klucz nie wytrzymał presji i złamał się.
- I co zrobiłeś kretynie! - zrobiłam krok w tył, osunęłam się po ścianie. - Teraz już nigdy stąd nie wyjdziemy. - złapałam się za głowę próbując poskładać fakty.
- Nie mów tak, wyjdziemy stąd. - Igła badał drzwi.
- Ta, chyba dopiero jak będzie rozbiórka szpitala. - prychnęłam.
  Krzysiek zostawił drzwi i usiadł naprzeciw mnie. Popatrzałam n niego spode łba a on spuścił wzrok.
- I co będzie z naszą niespodzianką? - spytał szeptem.
- Jak na razie mamy tu niespodziankę, więc trzeba się najpierw nią zająć. - mówiłam wyciągają komórkę. Chciałam zadzwonić do Miśka ale przypomniało mi się, że nie mam kasy na telefonie.
- Daj swój telefon.
  Podał bez zbędnych kłótni, a ja wklepałam numer, zielona słuchawka i ... brak zasięgu.
- Nosz kurrrr... Czy te telefon zawsze muszą w ważnych chwilach zawodzić?!
- No to jesteśmy ugotowani. - stwierdził.
- Gorzej już być nie może.- rozluźniłam swoje ciało i wtedy spaliła się żarówka. - O jaaa...
  Siedzieliśmy tak po ciemku nie odzywając się.
  Chciałam czymś zająć swoje myśli byle nie myśleć o beznadziejności sytuacji. Wszystko tylko nie to, wszystko tylko nie to... Wiem, jutro na obiad zrobię kurczaka z ziemniakami... nie, lepiej z ryżem, szybciej będzie.
- O czym myślisz? - spytał Ignaczak.
- Na pewno nie o Tobie. - syknęłam.
- Marta daj już spokój. - westchnął.
- Nie! Nie dam spokoju!... Jak Ty mogłeś w ogóle takie coś pomyśleć, a co dopiero powiedzieć... Pewnie się ze mnie we trójkę nabijaliście, bo nie ma to jak znaleźć sobie kozła ofiarnego. Wielcy sportowcy się znaleźli. Od tej kasy sam się w dupach poprzewracało!! - musiałam wyładować swoją złość.
  Igła na to nic nie odpowiedział.
  Znów na kolejne godziny zapadła cisza, a ja ze zmęczenia zasnęłam.

------------------------
Niestety nie może być zawsze kolorowo...

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział X

  Następnego dnia budzik skakał jak oszalały na stoliku. Jednym ruchem wyłączyłam go i udałam się do łazienki. Odbicie w lustrze doprowadziło mnie do palpitacji serca. Wyglądałam jak śmierć: blada, rozczochrana z podkrążonymi oczami. Tylko mi brakowało czarnej sukni z kapturem i kosy. Włosy spięłam w niedbały kok a śnieżnobiałą cerę próbowałam zakryć makijażem. Dużo to nie dało ale zawsze coś.
  Ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do pracy.
  Jak codzień obchód, tym razem nie zwracałam uwagi na Zbyszka. Po obchodzie poszłam poszukać jakiejś roboty. Znów wypadło na to, że stałam przy recepcji i uzupełniałam karty. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że do szpitala zawitał Igła. Szybko schowałam się pod ladę. Igła przeszedł koło recepcji a ja odetchnęłam uff chyba mnie nie widział. Powróciłam do pracy. Za jakieś 10 minut do szpitala wszedł Kubiak. Tym razem uśmiechnęłam się do niego, nie dając nic po sobie poznać.
- Cześć Martuś. - rzekł wesoło z daleka.
- Cześć Kubi.
- Co tam? - spytał stukając palcami o blat.
- Dobrze, a tam? - spytałam pisząc coś w karcie.
- Też dobrze. - spojrzałam na niego. - A co Ty taka blada jesteś... - chwycił mnie z twarz przyglądając się jej uważnie. - Miałaś jakąś nocną przygodę i ktoś Cię wymęczył? - spytał szczerząc się.
- Niee e? - skrzywiłam się. - A Ty co się tak szczerzysz? - spytałam krzyżując ręce.
- Tak jakoś... - zaczął rozglądać się po ścianach. - A co nie mogę? - hmm... coś kręci.
- Możesz, możesz. - powiedziałam bez przekonania i uniosłam lewą brew.
- Dobra, Martuś ja lecę do Zbyszka.
- To leć.
  To było dziwne. - pomyślałam i postanowiłam sprawdzić czy mi czasem makijaż nie spłynął z twarzy.
  Patrzę w lustro nie ma tak źle. Otwieram szybko drzwi i słyszę przeraźliwy krzyk. Patrzę, kto oberwał ode mnie drzwiami. Nagle zastygam. Nie wiem co zrobić. Mówię cicho - przepraszam - i uciekam z miejsca zdarzenia (a może raczej zderzenia).
  Wybiegam ze szpitala i biegnę przed siebie. W końcu zatrzymuję się w parku, siadam na ławce i zaczynam płakać. Dlaczego go ciągle spotykam i na niego wpadam, dlaczego? - w myślach krzyczę. To już jest za wiele dla mnie. - z bezsilności podkurczam nogi.
  Nagle czuje silną dłoń na ramieniu, która ciągnie mnie do siebie.
  Po ciszy, która trwała wieczność, głos się odezwał.
- Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.
  Podążyłam wzrokiem za głosem i zobaczyłam nad sobą smutną twarz Jochena. Automatycznie wstałam i patrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co Ty tu robisz?... Oni Cię przysłali?
- Kto? - spytał skołowany.
  Nie słuchając go usiadłam i zaczęłam mówić bardziej do siebie niż do niego.
- To wszystko jest jakimś złym snem... - zaczęłam kręcić głową - muszę się obudzić... - zaczęłam się szczypać, nic, patrzę na Jochena, on wybałuszył oczy i siedzi z otwartą buzią.
- Nic mi nie jest. Nie musisz się martwić. - wstałam i chciałam już iść ale usłyszałam.
- Chyba nie chcesz się tak pokazać w szpitalu.
- Mas rację. - siadam na ławce, on podał mi chusteczkę, wysmarkałam nos, wytarłam oczy i poprawiłam włosy.
- Jakoś dziwnie się zachowujesz.
- No, też to zauważyłam, nie wiem czy to przez ten okres. - dodałam ciszej.
- Co? - przerwano moje rozmyślania.
- Co? - nagle się ocknęłam i aż podskoczyłam.
- Co to jest okres? - spytał Jochen z dużymi oczami.
- Spytaj się kolegów to Ci powiedzą. - zaśmiałam się pod nosem.
- Dobrze. - ups... on się naprawdę spyta. Wyszczerzył ząbki czym doprowadził mnie do niepohamowanego śmiechu. Potem sam zaczął się śmiać. Gdy już się uspokoiliśmy powiedziałam.
- Dziękuje Ci Jochen za wsparcie.
- Zawsze do usług. - puścił mi oczko.
  Powoli wstałam i udaliśmy się do szpitala.
  Gdy staliśmy pod szpitalem postanowiłam, że będę kontynuować misje i będę wszystkich równo traktować.
  Podeszłam do recepcji i postanowiłam zagadać.
- Cześć Basiu, jak wam idą przygotowania do Zbyszkowych urodzin? - próbowałam się szczerze uśmiechnąć, choć i tak mi to nie wychodziło.
- Cześć. - powiedziała bez jakichkolwiek uczuć. - Dobrze nam idzie. - skrzywiła się. - A coś Ty się nagle taka miła zrobiła? - przyglądała mi się uważnie, ups... chyba mnie przyłapała. - co, też chcesz dołączyć do naszej niespodzianki?
- Nie. - odetchnęłam, zapomniałam że ona nie jest aż tak bystra. - tak po prostu chce poprawić nasze kontakty, by lepiej nam się pracowało. - myślałam, że jej zaraz oczy wylecą z orbity.
- Serio? - dalej patrzała podejrzliwie.
- Serio, serio. - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Coś Ci nie wierze... - dalej patrzała na mnie podejrzliwie. - nie mam czasu na wywody - machnęła ręką. - praca czeka... - i odwróciła się do mnie plecami.
  Ja skrzywiłam się, odwróciłam na pięcie, pomyślałam co za małpa, kierując swoje kroki w głąb korytarza. Chce wojny, to będzie ją mieć... tylko nie teraz.

 ---------------------------------------
Hejo
Co tam u was słychać. U mnie dobrze :D
Możliwe, że w sobotę 16.11 pojadę na mecz Skry i z tego powodu bardzo się ciesze. Będzie to wyjazd ze szkoły i w środę idę się zapisać - trzymajcie kciuki, żeby były trzy wole miejsca - dla Sandry [Zbysia], Wali  [Miśka] i dla mnie [Krzysia] - czyli company xD
Ale jeszcze dzień przed występ z Faski :D 
Pozdrawiam wszystkich Faskowiczów ;]

sobota, 26 października 2013

Rodział IX

  Szybko poszłam się przebrać i już po chwili uczestniczyłam w obchodzie. Była tam również Kasia, która zcinała mnie wzrokiem.
  Kolejny pokój, do którego zmierzaliśmy był od Zbyszka.
  Miałam lekkie obawy co maże się tam dziać...
  Gdy już wszyscy stali koło łóżka od Zbyszka, Kasia opisywała stan pacjenta. On przez ten czas wciąż mnie zaczepiał i posyłał mi zalotny uśmiech a Kasia widząc to krzywiła się. Aby ją wnerwić ja również dołączyłam do tej gry, ale tylko tak byśmy tylko we trzech byli w to wciągnięci. Gdy Kasia skończyła wszyscy wyszli a ona wciągnęła dużą ilość powietrza i powiedziała sztucznie się uśmiechając.
- Doktor Zawadzka, proszę o opuszczenie pomieszczenia!
- Już sobie idę. - odpowiedziałam zostawiając ZB9 na pastwę tej kobiety.
  Poszłam zająć się własnymi sprawami.
  Gdy była przerwa na obiad poszłam do pobliskiej restauracji i kupiłam dużą pizze na wynos i dwie cole. Z zakupami poszłam do Zbyszka, który męczył się ze szpitalną zupką.
- Cześć Zbysiu! Widzę, że Ci coś zupka nie smakuje. - uśmiechnęłam się szyderczo.
- No, moja mamusia robi lepszą.
  Wyciągnęłam kawałek pizzy i cole i zaczęłam przy nim jeść. Zibi zrobił duże oczy i spytał.
- Martuś, skąd Ty te cudo wzięłaś?
- A z pizzeri... mmm taka pyszna ta pizzunia... a ten ciągnący się ser... uuu... niebo w gębie. - widziałam jak mu ślinka cieknie.
- Martusiuniuniu.. - zrobił usta w dzióbek.
- Tak Zbysiuniu?
- Daj kawałeczek... - zrobił minę zbitego psa.
- Ależ Zbigniewie! Przecież Ty nie możesz. - oburzyłam się, a tak na prawdę się śmiałam.
- Aj tam, Martuś zlituj się nad małym niewinnym Zbysiaczkiem. - prosił.
- No mały to ty nie jesteś. - odparłam mierząc go wzrokiem.
- Marta...
- No co? Wielkolud jesteś i tyle... - wystawiłam mu język. - ale taki też trzeba karmić. - i otworzyłam przed nim pizze. Jego oczy wyglądały jak dwie pięciozłotówki. Wziął kawałek i powiedział.
- Dzięki Martuś, jesteś wielka.
- Nie tak jak Ty. - odparłam i położyłam mu cole na stoliczku.
- Hmm... widzę, że się przygotowałaś... czyli i tak byś mi dała. - filozof - Po co ja głupi tak prosiłem. - zaczął lamentować.
- Teeee... Bo zaraz zwinę sprzęt i nie będzie tak miło.
- Dobrze, dobrze.
  Gdy zjedliśmy on się zdrzemnął a ja wróciłam do pracy.

  Po skończonym dyżurze nie chciałam wracać do pustego domu. Przechodząc obok Podpromia przypomniało mi się, że dziś chłopaki mają trening.Postanowiłam pójść i zobaczyć jak im idzie.
  Weszłam po cichu i zajęłam miejsce tam gdzie ostatnio. Patrzałam na ich poczynania, dziś Igle szło bardzo dobrze. Przez cały trening myślałam o tym co działo się wczoraj. Gdy się skończył postanowiłam poczekać aż wszyscy wyjdą i sama opuścić hale niezauważalnie. Gdy otwierałam drzwi ktoś złapał mnie za ramię. Moje serce mocniej zabiło. Bałam się, że to Ignaczak. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam uśmiechniętą twarz siatkarza. Nie był to Igła, więc głośno odetchnęłam. Przede mną stał niemiec... Jochen Schöps.  Uśmiechnęłam się do niego a on zalotnym głosem spytał po niemiecku.
- Co tak piękna panna robi sama o tej porze?
- Wybiera się do domu. - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Dlaczego? - zrobił duże oczy.
- Jutro mam dyżur i muszę się wyspać. - zrobiłam smutną minkę.
- Nie bądź smutna. - położył dłoń na moim ramieniu. - Aż tak źle masz w pracy?
- No, żebyś wiedział z czym ludzie do szpitala przychodzą. - uśmiechnęłam się pod nosem. W tym momencie zobaczyłam Igłę, który od dłuższego czasu nam się przyglądał.
- Może chcesz się oderwać od tego i pójść gdzieś ze mną zaszaleć? - poruszał znacząco brwiami.
- Nie dziś. - odparłam.
- To może jutro? - spytał z nadzieją.
  Zobaczyłam, że Krzysiu ruszył w naszym kierunku.
- Nie, kiedy indziej się zgadamy, teraz muszę już lecieć. Pa! - i tyle mnie widział.
  Wybiegłam z hali i zaczęłam biec przed siebie. Całą drogę do domu biegłam. Byłam tak spocona i zmęczona, że jedyne na co miałam siłę to położyć się na kanapie i czekać aż moje tętno się wyrówna.
  Potem poszłam do łazienki, rozebrałam się, poszłam pod prysznic i przez długi czas stałam myśląc o tej całej sytuacji. Woda parzyła mą skórę lecz ja na to nie zwracałam uwagi.
  Gdy wyszłam udałam się prosto do łóżka. Znów niepokój targał mą duszę i coraz ciężej było mi omijać siatkarzy.

  Następnego dnia budzik skakał jak oszalały na stoliku. Jednym ruchem wyłączyłam go i udałam się do łazienki. Odbicie w lustrze doprowadziło mnie do palpitacji serca.

-----------------------------------------------
Time to say goodbye...