środa, 30 października 2013

Rozdział XI

  Wolnym krokiem udałam się z powrotem do miejsca pracy. Idąc przez korytarz poczułam cudze ręce na biodrach, które pociągnęły mnie do tyłu. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi na klucz. Ciemność sprawiła, że zaczęłam się bać. Wycofywałam się potykając o rzeczy do momentu gdy poczułam przy plecach ścianę.
  Gdy światło się zapaliło zostałam oślepiona i zasłaniając oczy rękoma by coś widzieć zauważyłam stojącego naprzeciw mnie Ignaczaka. Nic nie mówił tylko patrzał na mnie z poważną miną.
  Oniemiała zaistniałą sytuacją zaczęłam lokalizować miejsce, w którym się znajduje.
  Pomieszczenie było tak małe, że problem by był ze zmieszczeniem w nim pięciu osób. Sufit był tak nisko, że siatkarz choć nie należał do najwyższych mógł go dotknąć ze zgiętą ręką. Wokół pełno rzeczy do sprzątania, które walały się a ich ilość była tak duża, że leżały jedna na drugiej. Mała półka, która wisiała na czarnej ścianie ( nie wiadomo czy ją tak pomalowali czy z brudu ) ledwo utrzymywała ciężar różnych środków czystości.
  Ten widok sprawił, że zastanawiałam się czy ktoś tu kiedykolwiek sprzątał.
Spoglądając w dół zauważyłam, że mam włożoną nogę w wiadro. Chcąc się go pozbyć oparłam się rękami o ścianę i próbowałam je strzepnąć. Lecz ono jeszcze bardziej się zakręciło, więc puściłam ścianę i stojąc na jednej nodze chciałam rozbroić bombę.
  Pech chciał, że straciłam równowagę i poleciałam na Krzysztofa. Ten zręcznie mnie złapał i pomógł zdjąć balast.
  Udałam się do drzwi i próbowałam je otworzyć, lecz zapomniałam, że są zamknięte. Odwróciłam się z zniesmaczoną miną i powiedziałam rozkazującym tonem.
- Otwórz! - położyłam ręce na biodrach.
- Nie
- Czemu? - skrzyżowałam ręce na biuście.
- Bo mnie omijasz.
- Co ma wspólnego omijanie ze drzwiami? Hmm?
- A to, że jak wchodzę do szpitala to się za kolumnę chowasz lub pod ladę!! - podniósł głos.
- A może mi się tak podoba? Nic Ci do tego! - sztucznie się uśmiechnęłam.
- A właśnie, że dużo. Nie jesteś mała kochaniutka - otworzyłam usta - i jak się chowasz to czuje się jakbyś mnie szpiegowała! - strzelał we mnie słowami mocno przy tym gestykulując.
- Co? Ty chyba sobie za dużo wyobrażasz! Myślisz, że jesteś siatkarzem i każda na to poleci?! - przeskakiwałam z nogi na nogę z nerwów.
- A Ty co? Nie poleciałaś? Widziałem jak się na mój widok śliniłaś pod twoim domem. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Apff... Kup sobie okulary!! - wrzasnęłam.
- A Ty wagę!! - odkrzyknął.
  Stanęłam w bezruchu z otwartą buzią i z wybałuszonymi oczami. Jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi czegoś tak okrutnego... Po chwili wybuchłam.
- Nie no. Koniec! Kurwa! Koniec! - wyrwałam mu klucz i na chama chciałam otworzyć drzwi ale nie potrafiłam trafić do dziury. On stał przyglądając się co robię. Podszedł do mnie z rozłożonymi rękami.
- Martuś... Przepraszam.
- W dupie mam twoje przepraszam! Jak Ci się nie podoba, że jestem gruba to się nie odzywaj , bo oberwiesz tak, że Ci ani w szpitalu nie pomogą. - próbowałam wyważyć drzwi, nie dało się.
- Daj ten klucz. - powiedział spokojnie.
- Nie! - wrzasnęłam.
- No dawaj ten cholery klucz! - próbował mi go wyrwać. Klucz nie wytrzymał presji i złamał się.
- I co zrobiłeś kretynie! - zrobiłam krok w tył, osunęłam się po ścianie. - Teraz już nigdy stąd nie wyjdziemy. - złapałam się za głowę próbując poskładać fakty.
- Nie mów tak, wyjdziemy stąd. - Igła badał drzwi.
- Ta, chyba dopiero jak będzie rozbiórka szpitala. - prychnęłam.
  Krzysiek zostawił drzwi i usiadł naprzeciw mnie. Popatrzałam n niego spode łba a on spuścił wzrok.
- I co będzie z naszą niespodzianką? - spytał szeptem.
- Jak na razie mamy tu niespodziankę, więc trzeba się najpierw nią zająć. - mówiłam wyciągają komórkę. Chciałam zadzwonić do Miśka ale przypomniało mi się, że nie mam kasy na telefonie.
- Daj swój telefon.
  Podał bez zbędnych kłótni, a ja wklepałam numer, zielona słuchawka i ... brak zasięgu.
- Nosz kurrrr... Czy te telefon zawsze muszą w ważnych chwilach zawodzić?!
- No to jesteśmy ugotowani. - stwierdził.
- Gorzej już być nie może.- rozluźniłam swoje ciało i wtedy spaliła się żarówka. - O jaaa...
  Siedzieliśmy tak po ciemku nie odzywając się.
  Chciałam czymś zająć swoje myśli byle nie myśleć o beznadziejności sytuacji. Wszystko tylko nie to, wszystko tylko nie to... Wiem, jutro na obiad zrobię kurczaka z ziemniakami... nie, lepiej z ryżem, szybciej będzie.
- O czym myślisz? - spytał Ignaczak.
- Na pewno nie o Tobie. - syknęłam.
- Marta daj już spokój. - westchnął.
- Nie! Nie dam spokoju!... Jak Ty mogłeś w ogóle takie coś pomyśleć, a co dopiero powiedzieć... Pewnie się ze mnie we trójkę nabijaliście, bo nie ma to jak znaleźć sobie kozła ofiarnego. Wielcy sportowcy się znaleźli. Od tej kasy sam się w dupach poprzewracało!! - musiałam wyładować swoją złość.
  Igła na to nic nie odpowiedział.
  Znów na kolejne godziny zapadła cisza, a ja ze zmęczenia zasnęłam.

------------------------
Niestety nie może być zawsze kolorowo...

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział X

  Następnego dnia budzik skakał jak oszalały na stoliku. Jednym ruchem wyłączyłam go i udałam się do łazienki. Odbicie w lustrze doprowadziło mnie do palpitacji serca. Wyglądałam jak śmierć: blada, rozczochrana z podkrążonymi oczami. Tylko mi brakowało czarnej sukni z kapturem i kosy. Włosy spięłam w niedbały kok a śnieżnobiałą cerę próbowałam zakryć makijażem. Dużo to nie dało ale zawsze coś.
  Ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do pracy.
  Jak codzień obchód, tym razem nie zwracałam uwagi na Zbyszka. Po obchodzie poszłam poszukać jakiejś roboty. Znów wypadło na to, że stałam przy recepcji i uzupełniałam karty. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że do szpitala zawitał Igła. Szybko schowałam się pod ladę. Igła przeszedł koło recepcji a ja odetchnęłam uff chyba mnie nie widział. Powróciłam do pracy. Za jakieś 10 minut do szpitala wszedł Kubiak. Tym razem uśmiechnęłam się do niego, nie dając nic po sobie poznać.
- Cześć Martuś. - rzekł wesoło z daleka.
- Cześć Kubi.
- Co tam? - spytał stukając palcami o blat.
- Dobrze, a tam? - spytałam pisząc coś w karcie.
- Też dobrze. - spojrzałam na niego. - A co Ty taka blada jesteś... - chwycił mnie z twarz przyglądając się jej uważnie. - Miałaś jakąś nocną przygodę i ktoś Cię wymęczył? - spytał szczerząc się.
- Niee e? - skrzywiłam się. - A Ty co się tak szczerzysz? - spytałam krzyżując ręce.
- Tak jakoś... - zaczął rozglądać się po ścianach. - A co nie mogę? - hmm... coś kręci.
- Możesz, możesz. - powiedziałam bez przekonania i uniosłam lewą brew.
- Dobra, Martuś ja lecę do Zbyszka.
- To leć.
  To było dziwne. - pomyślałam i postanowiłam sprawdzić czy mi czasem makijaż nie spłynął z twarzy.
  Patrzę w lustro nie ma tak źle. Otwieram szybko drzwi i słyszę przeraźliwy krzyk. Patrzę, kto oberwał ode mnie drzwiami. Nagle zastygam. Nie wiem co zrobić. Mówię cicho - przepraszam - i uciekam z miejsca zdarzenia (a może raczej zderzenia).
  Wybiegam ze szpitala i biegnę przed siebie. W końcu zatrzymuję się w parku, siadam na ławce i zaczynam płakać. Dlaczego go ciągle spotykam i na niego wpadam, dlaczego? - w myślach krzyczę. To już jest za wiele dla mnie. - z bezsilności podkurczam nogi.
  Nagle czuje silną dłoń na ramieniu, która ciągnie mnie do siebie.
  Po ciszy, która trwała wieczność, głos się odezwał.
- Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.
  Podążyłam wzrokiem za głosem i zobaczyłam nad sobą smutną twarz Jochena. Automatycznie wstałam i patrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co Ty tu robisz?... Oni Cię przysłali?
- Kto? - spytał skołowany.
  Nie słuchając go usiadłam i zaczęłam mówić bardziej do siebie niż do niego.
- To wszystko jest jakimś złym snem... - zaczęłam kręcić głową - muszę się obudzić... - zaczęłam się szczypać, nic, patrzę na Jochena, on wybałuszył oczy i siedzi z otwartą buzią.
- Nic mi nie jest. Nie musisz się martwić. - wstałam i chciałam już iść ale usłyszałam.
- Chyba nie chcesz się tak pokazać w szpitalu.
- Mas rację. - siadam na ławce, on podał mi chusteczkę, wysmarkałam nos, wytarłam oczy i poprawiłam włosy.
- Jakoś dziwnie się zachowujesz.
- No, też to zauważyłam, nie wiem czy to przez ten okres. - dodałam ciszej.
- Co? - przerwano moje rozmyślania.
- Co? - nagle się ocknęłam i aż podskoczyłam.
- Co to jest okres? - spytał Jochen z dużymi oczami.
- Spytaj się kolegów to Ci powiedzą. - zaśmiałam się pod nosem.
- Dobrze. - ups... on się naprawdę spyta. Wyszczerzył ząbki czym doprowadził mnie do niepohamowanego śmiechu. Potem sam zaczął się śmiać. Gdy już się uspokoiliśmy powiedziałam.
- Dziękuje Ci Jochen za wsparcie.
- Zawsze do usług. - puścił mi oczko.
  Powoli wstałam i udaliśmy się do szpitala.
  Gdy staliśmy pod szpitalem postanowiłam, że będę kontynuować misje i będę wszystkich równo traktować.
  Podeszłam do recepcji i postanowiłam zagadać.
- Cześć Basiu, jak wam idą przygotowania do Zbyszkowych urodzin? - próbowałam się szczerze uśmiechnąć, choć i tak mi to nie wychodziło.
- Cześć. - powiedziała bez jakichkolwiek uczuć. - Dobrze nam idzie. - skrzywiła się. - A coś Ty się nagle taka miła zrobiła? - przyglądała mi się uważnie, ups... chyba mnie przyłapała. - co, też chcesz dołączyć do naszej niespodzianki?
- Nie. - odetchnęłam, zapomniałam że ona nie jest aż tak bystra. - tak po prostu chce poprawić nasze kontakty, by lepiej nam się pracowało. - myślałam, że jej zaraz oczy wylecą z orbity.
- Serio? - dalej patrzała podejrzliwie.
- Serio, serio. - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Coś Ci nie wierze... - dalej patrzała na mnie podejrzliwie. - nie mam czasu na wywody - machnęła ręką. - praca czeka... - i odwróciła się do mnie plecami.
  Ja skrzywiłam się, odwróciłam na pięcie, pomyślałam co za małpa, kierując swoje kroki w głąb korytarza. Chce wojny, to będzie ją mieć... tylko nie teraz.

 ---------------------------------------
Hejo
Co tam u was słychać. U mnie dobrze :D
Możliwe, że w sobotę 16.11 pojadę na mecz Skry i z tego powodu bardzo się ciesze. Będzie to wyjazd ze szkoły i w środę idę się zapisać - trzymajcie kciuki, żeby były trzy wole miejsca - dla Sandry [Zbysia], Wali  [Miśka] i dla mnie [Krzysia] - czyli company xD
Ale jeszcze dzień przed występ z Faski :D 
Pozdrawiam wszystkich Faskowiczów ;]

sobota, 26 października 2013

Rodział IX

  Szybko poszłam się przebrać i już po chwili uczestniczyłam w obchodzie. Była tam również Kasia, która zcinała mnie wzrokiem.
  Kolejny pokój, do którego zmierzaliśmy był od Zbyszka.
  Miałam lekkie obawy co maże się tam dziać...
  Gdy już wszyscy stali koło łóżka od Zbyszka, Kasia opisywała stan pacjenta. On przez ten czas wciąż mnie zaczepiał i posyłał mi zalotny uśmiech a Kasia widząc to krzywiła się. Aby ją wnerwić ja również dołączyłam do tej gry, ale tylko tak byśmy tylko we trzech byli w to wciągnięci. Gdy Kasia skończyła wszyscy wyszli a ona wciągnęła dużą ilość powietrza i powiedziała sztucznie się uśmiechając.
- Doktor Zawadzka, proszę o opuszczenie pomieszczenia!
- Już sobie idę. - odpowiedziałam zostawiając ZB9 na pastwę tej kobiety.
  Poszłam zająć się własnymi sprawami.
  Gdy była przerwa na obiad poszłam do pobliskiej restauracji i kupiłam dużą pizze na wynos i dwie cole. Z zakupami poszłam do Zbyszka, który męczył się ze szpitalną zupką.
- Cześć Zbysiu! Widzę, że Ci coś zupka nie smakuje. - uśmiechnęłam się szyderczo.
- No, moja mamusia robi lepszą.
  Wyciągnęłam kawałek pizzy i cole i zaczęłam przy nim jeść. Zibi zrobił duże oczy i spytał.
- Martuś, skąd Ty te cudo wzięłaś?
- A z pizzeri... mmm taka pyszna ta pizzunia... a ten ciągnący się ser... uuu... niebo w gębie. - widziałam jak mu ślinka cieknie.
- Martusiuniuniu.. - zrobił usta w dzióbek.
- Tak Zbysiuniu?
- Daj kawałeczek... - zrobił minę zbitego psa.
- Ależ Zbigniewie! Przecież Ty nie możesz. - oburzyłam się, a tak na prawdę się śmiałam.
- Aj tam, Martuś zlituj się nad małym niewinnym Zbysiaczkiem. - prosił.
- No mały to ty nie jesteś. - odparłam mierząc go wzrokiem.
- Marta...
- No co? Wielkolud jesteś i tyle... - wystawiłam mu język. - ale taki też trzeba karmić. - i otworzyłam przed nim pizze. Jego oczy wyglądały jak dwie pięciozłotówki. Wziął kawałek i powiedział.
- Dzięki Martuś, jesteś wielka.
- Nie tak jak Ty. - odparłam i położyłam mu cole na stoliczku.
- Hmm... widzę, że się przygotowałaś... czyli i tak byś mi dała. - filozof - Po co ja głupi tak prosiłem. - zaczął lamentować.
- Teeee... Bo zaraz zwinę sprzęt i nie będzie tak miło.
- Dobrze, dobrze.
  Gdy zjedliśmy on się zdrzemnął a ja wróciłam do pracy.

  Po skończonym dyżurze nie chciałam wracać do pustego domu. Przechodząc obok Podpromia przypomniało mi się, że dziś chłopaki mają trening.Postanowiłam pójść i zobaczyć jak im idzie.
  Weszłam po cichu i zajęłam miejsce tam gdzie ostatnio. Patrzałam na ich poczynania, dziś Igle szło bardzo dobrze. Przez cały trening myślałam o tym co działo się wczoraj. Gdy się skończył postanowiłam poczekać aż wszyscy wyjdą i sama opuścić hale niezauważalnie. Gdy otwierałam drzwi ktoś złapał mnie za ramię. Moje serce mocniej zabiło. Bałam się, że to Ignaczak. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam uśmiechniętą twarz siatkarza. Nie był to Igła, więc głośno odetchnęłam. Przede mną stał niemiec... Jochen Schöps.  Uśmiechnęłam się do niego a on zalotnym głosem spytał po niemiecku.
- Co tak piękna panna robi sama o tej porze?
- Wybiera się do domu. - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Dlaczego? - zrobił duże oczy.
- Jutro mam dyżur i muszę się wyspać. - zrobiłam smutną minkę.
- Nie bądź smutna. - położył dłoń na moim ramieniu. - Aż tak źle masz w pracy?
- No, żebyś wiedział z czym ludzie do szpitala przychodzą. - uśmiechnęłam się pod nosem. W tym momencie zobaczyłam Igłę, który od dłuższego czasu nam się przyglądał.
- Może chcesz się oderwać od tego i pójść gdzieś ze mną zaszaleć? - poruszał znacząco brwiami.
- Nie dziś. - odparłam.
- To może jutro? - spytał z nadzieją.
  Zobaczyłam, że Krzysiu ruszył w naszym kierunku.
- Nie, kiedy indziej się zgadamy, teraz muszę już lecieć. Pa! - i tyle mnie widział.
  Wybiegłam z hali i zaczęłam biec przed siebie. Całą drogę do domu biegłam. Byłam tak spocona i zmęczona, że jedyne na co miałam siłę to położyć się na kanapie i czekać aż moje tętno się wyrówna.
  Potem poszłam do łazienki, rozebrałam się, poszłam pod prysznic i przez długi czas stałam myśląc o tej całej sytuacji. Woda parzyła mą skórę lecz ja na to nie zwracałam uwagi.
  Gdy wyszłam udałam się prosto do łóżka. Znów niepokój targał mą duszę i coraz ciężej było mi omijać siatkarzy.

  Następnego dnia budzik skakał jak oszalały na stoliku. Jednym ruchem wyłączyłam go i udałam się do łazienki. Odbicie w lustrze doprowadziło mnie do palpitacji serca.

-----------------------------------------------
Time to say goodbye...

środa, 23 października 2013

Rozdział VIII

- Zbyszek!! Nie drocz się tylko daj mi ten numer, bo chcę się w końcu do domu dostać!! - znowu mnie poniosło.
- No dobra, dobra. - podał mi numer a ja już prawie skakałam pod sufit, jeszcze tylko zielona słuchawka iii... brak środków na koncie. - oznajmiła Pani sztywnym głosem.
  Miałam ochotę rzucić telefon na podłogę i zacząć po nim skakać jak w kreskówkach ale śmiech Zbyszka przywrócił mnie na ziemie.
- I co tym razem? - spytał z nutką ironii.
- Brak środków na koncie. - parodiowałam Panią co mi to oznajmiła.
  Po chwili ciszy odezwałam się.
- Zbysiuniu, Zbysiuniuniu.
- Tak Martusiuniu?
- Pożyczysz mi twój telefonik? - zrobiłam ładne oczka.
- A co z tego... ałł... pożyczę tylko nie... ałł... pożyczę. - uśmiechnął się sztucznie, chyba nie chciał kolejny raz oberwać z łokcia w żebra.
- Dziękuje Zbysiaczku. - pocałowałam go w policzek i wybiegłam na korytarz.
  Wklepałam odpowiedni numer i czekałam. Odbierz, odbierz, odbierz.
- Halo. - usłyszałam kobiecy głos i mnie zamurowało.
- Yyy... Dasz mi do telefonu Michała? - spytałam.
- Tak, już daje. - chwila szmerów, szeptów i nagle głos.
- Halo?!
- Cześć Misiek, tu Marta. Dzwonie z od Zbyszka telefonu bo zostały u Ciebie w aucie moje rzeczy min. torebka z kluczami do domu.
- O matko Marta , to gdzie Ty dzisiaj spałaś? - spytał z przejęciem w głosie.
- W szpitalu... ze Zbyszkiem w łóżku. - zachichotałam cicho.
- Ooo... to pewnie się nie wyspałaś. - też się zaśmiał.
- Z nim? Nigdy. - i dalej by trwała w ten sposób konwersacja gdyby nie potrzeba dostania się do domu.
- Dobra Misiu, to co , przywieziesz mi moje rzeczy do szpitala?
- Jasne. - odparł.
- Tylko wiesz... trochę się pospiesz bo ja mam za parę minut dyżur. - rozłączyłam się.
  Odetchnęłam i weszłam do pokoju Zbyszka. Podziękowałam mu za telefon i już miałam wyjść ale stojąc przy drzwiach odwróciłam się i wyrzuciłam z siebie nurtujące mnie pytanie.
- Michał ma kogoś? Bo jak zadzwoniłam to odebrała kobieta. - Zbyszek zrobił dziwną minę. - Proszę, powiedz że to jego siostra.
- On nie ma siostry. To była jego... pokojówka. - odparł i uśmiechnął się sztucznie.
- Po co mu pokojówka jak sam mieszka? Chyba nie zrobi takiego syfu, że jedyna możliwość to oczyszczenie podłogi spychaczami? - prychnęłam.
- Nie wiem, sama się go spytaj. - puścił mi oczko.
- A żebyś wiedział, że się spytam.
  Pogadaliśmy jeszcze aż w końcu w drzwiach zjawił się Kubiak z moimi rzeczami.
- Martuś! Jestem! - oznajmił wesoło.
- Widzę, ale coś Ci się do nas nie spieszyło. - uniosłam lewą brew.
- No fakt, miałem mały postój. -wyszczerzył zęby.
- Pokojówka Cię zatrzymała? - spytałam z cwaniackim uśmieszkiem.
- Co?! - odparł. - To znaczy tak, tak. - kiwał głową nie patrząc na mnie tylko na Zbyszka, który był za mną. Szybko się odwróciłam i spojrzałam na Zbigniewa, który zaczął się szczerzyć.
- Hmm, coś mi tu nie gra. No.nic, nie mam czasu się w to zagłębiać bo mam jeszcze... - popatrzałam na zegarek. - 20 minut... O fuck, nie zdążę na dyżur.
  Wyrwałam rzeczy Kubiakowi i już chciałam zmykać lecz on mnie zatrzymał.
- Martuś, czekaj podwiozę Cię. - i razem pobiegliśmy do auta.
  Przez tą krótką jazdę nie zamieniliśmy ani słowa.
  Gdy był pod moim domem szybko wyskoczyłam, zabrałam swoje rzeczy by nie było déjà vu, powiedziałam cicho: dziękuje i szybko pobiegłam do drzwi.
  Wparowałam z impetem do domu, szybko się przebrałam i zabrałam potrzebne rzeczy. Zamykam swój dom, patrzę a tam dalej stoi auto Kubiaka. Bez zastanowienia wskoczyłam.
  Misiek powoli ruszył, bardzo powoli, tak że rowerzysta nas wyprzedził.
- Zauważyłam, ze chcesz być moim szoferem
, ale jak nie chcesz leżeć u mnie w szpitalu z dużą liczbą szwów to depnij trochę bo się serio spóźnię. - wtedy Misiek tak dodał gazu,że aż mnie w siedzenie wgniotło.

- Kubiak!!! Ty kiedyś oberwiesz za te swoje wybryki. - pogroziłam mu palcem. On tylko się wyszczerzył i po chwili byliśmy już pod szpitalem. 
  Szybko poszłam się przebrać i już po chwili uczestniczyłam w obchodzie. Była tam również Kasia, która zcinała mnie wzrokiem.
  Kolejny pokój, do którego zmierzaliśmy był od Zbyszka.
  Miałam lekkie obawy co maże się tam dziać...

sobota, 19 października 2013

Rozdział VII

Gdy już siedziałam obok kierowcy Michał odezwał się.
- I co? Aż tak ciężko było mnie posłuchać? - nie czekając na odpowiedź dalej gadał. - No, to teraz mi wszystko wyśpiewasz, co Ci na duszy leży. - uśmiechnął się.
- Nie dziękuje, nie skorzystam. - odparłam rozglądając się po wnętrzu samochodu.
- A właśnie, że skorzystasz. - uśmiechnął się jakby coś knuł i zrobił coś, czego się się spodziewałam.... Zablokował drzwi i już nie miałam żadnych szans na ucieczkę.
- Dlaczego to robisz?
- Co?
- Dlaczego zamknąłeś mnie w aucie? Powiedziałam Ci, że nic mi nie jest. Co Cię nagle zaczęło tak interesować moje życie? - moja poważna mina sprawiła, że jemu też nie było do śmiechu. Westchnął ..
- Bo martwię się o Ciebie, chodzisz jakaś przybita. Zbyszek Ci coś powiedział, że dzisiaj u niego nie byłaś? - zapytał z zatroskaną miną.
- Nie byłam, bo nie miałam ochoty a poza tym nie jestem jego lekarką, wiec nie muszę się nim zajmować ... A dlaczego się mnie o to pytasz? Przysłał Cię, żebyś wywiad zrobił? - w mojej głowie głos powtarzał : Krzysiu go przysłał!!
- Nikt mnie nie przysłał, sam chciałem wiedzieć. - spuściłam wzrok. - Już nie będę Cię nękał. - Odpalił samochód i ruszył. 
  Podwiózł mnie pod dom. Ja tylko podziękowałam i po chwili auto Miśka zniknęło z podjazdu.
  Chciałam poszukać klucza do domu, spostrzegłam, że wszystko razem z zakupami zostało w Miśkowym aucie. Zrezygnowana usiadłam na schodach.
  Moje marzenie o gorącej kąpieli prysło jak bańka mydlana. 
  Po dłuższym namyśle podniosłam się i skierowałam w stronę szpitala. Torby zostały na siedzeniach z tyłu, więc Kubi może nie zauważyć, ze tam są.
  W połowie drogi zawahałam się. Co jeśli będzie tam Ignaczak? Szybko odrzuciłam tę myśl, bo godziny odwiedzania już dawno minęły a teraz jest ju grubo po 23.
  Gdy weszłam do szpitala od razu poszłam w kierunku pokoju Zbyszka. Przed wejściem stanęłam i już chciałam zapukać ale coś mi mówiło, że nie warto. 
  Jednak zrezygnowałam i postanowiłam się przespać na korytarzu.

  Obudziłam się bardzo wcześnie i od razu poszłam do pokoju od Zbyszka. Po cichu otworzyłam drzwi i weszłam. 
  Zbyszek tak słodko spał, ze nie miałam serca go budzić, lecz musiałam. 
  Podeszłam do łóżka i zaczęłam go lekko szturchać w ramię, nic nie dało to zaczęłam mocniej - ani nie drgnął. W końcu zaczęłam się na niego drzeć, on jedynie obrócił się na drugi bok i powiedział : Mamo, jeszcze pięć minut. Skrzywiłam się na te słowa i wtedy do głowy przyszła mi szalona myśl.
  Lekko pochyliłam się nad nim i złożyłam na jego ustach soczystego całusa. Odrywając się od niego usłyszałam pisk za plecami. Tak się przestraszyłam, że aż podskoczyłam siadając automatycznie na łóżko, budząc w te sposób Zbyszka. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Kasię, która gdyby mogła wzrokiem zabijać, już na podłodze leżałyby dwa trupy. Naglę odwróciła się na pięcie i wybiegła.
  Zbyszek patrzył na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy, więc wyjaśniłam mu co się przed chwilką wydarzyło. On tylko zrobił cwaniacki uśmieszek i stwierdził:
- Każda wymówka dobra, żeby się na mnie rzucić z pocałunkami. - ja skarciłam go wzrokiem i wytłumaczyłam mu po co tu jestem.
- I co ja mam z tym wspólnego?
- Geniuszu, masz do niego numer!! - aż krzyczałam ale od razu się uspokoiłam przypominając sobie, że jest dopiero piąta rano.
- A co z tego będę mieć jak Ci od niego numer dam? - znowu zrobił cwaniacki uśmiech.
- Satysfakcje?! Że pomogłeś kobiecie w potrzebie.- odparłam, co on sobie myśli, cwaniaka zgrywa.
- To za mało. - zaraz mu chyba przyłożę. 
- Aha, czyli chcesz do tego stracić dwie jedynki? - uśmiechnęłam się tak jak on.
- To groźba czy prośba? 
- Zbyszek!! Nie drocz się tylko daj mi ten numer, bo chcę się w końcu do domu dostać!! - znowu mnie poniosło.
- No dobra, dobra. - podał mi numer a ja już prawie skakałam pod sufit, jeszcze tylko zielona słuchawka iii...


----------------------------------------
Hejo!!
Dziękuje za komentarze i mam gorącą prośbę do osób, które wysyłają linki do swoich blogów : jeżeli raz wysłaliście, to ja od razu dodaje je do obserwatora i nie trzeba pisać , że jest nowy rozdział. Mi się to wyświetla.
Z góry dziękuje i gorąco zachęcam do czytania i komentowania. 
miliB :]

środa, 16 października 2013

Rozdział VI

  Igła podszedł do mnie tak blisko, że czułam jego oddech na skórze, który sprawiał że przez moje ciało przechodziły dreszcze. Lekko pochylił się i ... uścisnął mnie jak straszy brat. Zdziwienie jakie mnie ogarnęło było nie do opisania, ale nie dałam tego po sobie poznać.
  Po chwili auto od Ignaczaka odjechało a ja dalej stałam przy drzwiach z wielkimi oczami.
  Weszłam do domu. Rzuciłam rzeczy w kąt i poszłam prosto do łóżka. Przez ponad pół nocy nie mogłam zasnąć, bo moje myśli wciąż kręciły się wokół Krzysia.
  Tyle pytań, ile sobie zadałam, tyle możliwości w jaki sposób mogła się inaczej zakończyć nasza randka. Lecz czy to w ogóle była randka? Dla mnie to było bardzo ważne a on mógł to tylko traktować jako normalne spotkanie. A może jakbym się inaczej zachowała, zakończyło by się to bardziej widowiskowo?
Z tymi pytaniami zasnęłam.
  Obudziłam się, popatrzałam na zegarek, była 10. Od 8 powinnam być w szpitalu. Zerwałam się z łóżka szybko się ubierając. Za chwile już zamykałam swój dom. Biegiem jeszcze poleciałam do sklepu by kupić sobie coś do jedzenia.
  Gdy byłam w szpitalu udało mi się wtopić w tłum i nawet nikt nie zauważył, że mnie prędzej nie było. Pracowałam przez długi czas wciąż rozmyślając o wczorajszym. Starałam się jak najbardziej omijać pokój Zbyszka, aby nie trafić na niego albo na jego kolegów.
  Gdy stałam przy recepcji uzupełniając karty, do szpitala wszedł On. Jak zwykle uśmiechnięty i pełen optymizmu. Od razu schowałam się za kolumnę z nadzieją, że mnie nie zauważył. On jedynie poszedł w stronę pokoju Zbyszka, a ja odetchnęłam.
- Na kogo polujemy? - usłyszałam szept za plecami i automatycznie podskoczyłam.
  Powoli odwróciłam się, by zobaczyć kto chce abym miała zawał.
- Misiek, dziadzie ... Nie skradaj się za mną bo będziesz mnie musiał reanimować. - spławiając go wróciłam do pracy.
  Dziś z pracy wyszłam później niż zwykle. Niby nikt nie zauważył, że mnie rano nie było ale trzeba uzupełnić zaległości.
  Postanowiłam, że poprawi sobie humor zakupami.
  Gdy wyszłam z centrum obładowana różnymi rzeczami, które kupiłam, koło mnie zatrzymał się auto. Drzwi pasażera się otworzyły a z nich wyłoniła się uśmiechnięta twarz Kubiaka.
  Zignorowałam go i szłam dalej chodnikiem nie zwracając na niego uwagi. Michał zamknął drzwi i jechał w takim tempie jakim szłam.
- Hej, Martuś, co się stało? - spytał.
- Nic! - odparłam i przyspieszyłam.
- No przecież widzę, że coś się stało. Tak byś ode mnie nie uciekała.. - nie, tylko bym znowu na Ciebie wpadła. - pomyślałam i zachichotałam odwracając się by tego nie zauważył.
- Ty tam lepiej pilnuj swoich spraw... i drogi, bo jeszcze kogoś przejedziesz.
- Lepiej Ty uważaj, bo jak zaraz nie wsiądziesz do tego auta to Cie przejadę. - odparł robiąc cwaniacki uśmieszek.
- Uważaj, bo Ci się uda. - powiedziałam śmiejąc się, a on nagle wjechał na chodnik zajeżdżając mi drogę. Zrobił to tak szybko, że się poważnie przestraszyłam. On jedynie otworzył drzwi i czekał aż wsiądę. Nie miałam wyjścia.
  Gdy już siedziałam obok kierowcy Michał odezwał się.
- I co? Aż tak ciężko było mnie posłuchać? - nie czekając na odpowiedź dalej gadał. - No, to teraz mi wszystko wyśpiewasz, co Ci na duszy leży. - uśmiechnął się.
- Nie dziękuje, nie skorzystam. - odparłam rozglądając się po wnętrzu samochodu.
- A właśnie, że skorzystasz. - uśmiechnął się jakby coś knuł i zrobił coś, czego się się spodziewałam....

------------------------------------------

Hejooo
Jak wam się ludziska żyje ?
Mi dobrze, poszukuje jakiś fajnych piosenek. 
Napiszcie mi w komentarzach swoją ulubioną piosenkę :P

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział V

   Po około 10 minutach wyszedł Krzysiu i zaczęłam z nim konwersację.
- I jak tam? Pytał się Zbyszek po co przyszłam? - spytałam.
- Tak i powiedziałem mu, że wpadłaś przy okazji bo byłaś po coś tam ze szpitala. - odparł. - Ja przepraszam Cię Marta, ale będę musiał zmykać, mama jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia ... Mówiłaś, że masz dziś wolne. Cieszyłby się jakbyś przyszła na trening Asseco to byśmy po nim porozmawiali. Trening jest o 17. - odparł i zaraz zniknął. Ani nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć.
  No nic - pomyślałam - będzie trzeba sobie znaleźć coś do roboty do 17.
  Wyszłam ze szpitala i udałam się na zakupy. Kupiłam jedzenie i poszłam do domu. Przez długi czas zastanawiałam się w co się ubrać. W końcu wyciągnęłam pierwsze lepsze rzeczy ze szafy i to ubrałam.
  Nim się obejrzałam było już w pół do piątej. Przeszłam  się spacerkiem na Podpromie. Gdy dotarłam siatkarze już ćwiczyli. 
  Weszłam cichaczem na sale i weszłam na górę trybun tak, aby mnie nie było widać. Po treningu Igła mnie zauważył i mi pomachał więc podbiegłam do niego. 
- Daj mi 5 minut. - odparł i zniknął w szatni.
  Czekałam i czekałam.
  Wyszłam z hali i poszłam usiąść sobie na ławeczce w cieniu tak, aby mnie nie było widać. 
  Po jakimś czasie Igła wyszedł i szukał mnie wzrokiem. Ja tylko patrzyłam co się będzie działo. Po chwili się zdenerwował i zaczął mnie szukać. Nie chciałam go bardziej wkurzać więc wyszłam z cienia.
- Tu się chowasz, a ja Cię wszędzie szukam. - odrzekł i zrobił dziwną minę.
- Zauważyłam... - zaczęłam się śmiać.
- Choć. - pociągną mnie za nadgarstek, posłusznie poszłam za nim. Po chwili milczenia odezwałam się.
- Igła.
- Co?
- Nie rób więcej tego. - zadarłam głowe by spojrzeć mu w oczy.
- Czego? - spytał i skrzywił się.
- Nie ciągnij mnie, bo Ci zęby wybije i nie będziesz mieć już tyle fanek. - odparłam z przekąsem.
- No dobra, dobra. - powiedział i uśmiechnął się.
  Prowadził mnie w jedno miejsce .... do kafejki naprzeciw hali. 
  Była bardzo przytulna, wnętrze w ciepłych czerwonych kolorach.
  Zajęliśmy miejsce przy oknie. Po chwili zjawił się kelner. Po dłuższym zastanowieniu wzięłam herbatę i kawałek ciasta. Igła wziął podobny zestaw tylko zamiast herbaty wziął kawę. Kelner przyjął zamówienie i poszedł. Nagle Igła nachylił się i spytał.
- Nie lubisz kawy czy po prostu o tej godzinie nie pijesz? 
- Może to dziwne ... ale nienawidzę kawy. - skrzywił się. - Wiem, jestem dziwna. - rzekłam i uśmiechnęłam się pod nosem. 
- Nie no, coś Ty, to że nie lubisz kawy nie znaczy, że jesteś dziwna. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Serio? 
- Nie, jednak jesteś dziwna. - zaśmiał się ale jego radość nie trwałą sługo bo oberwał ode mnie w ramie. 
- Ałł.. - zawył. - Za co? - spytał zdziwiony.
- Za żywota!! - odparłam. - Dobra, koniec tych głupot, powiedz mi lepiej, po co mnie tu wezwałeś ... - i zaczął mnie wtajemniczać w swój szalony pomysł.
  Tak długo gadaliśmy, że aż zrobiło się za oknem ciemno. Postanowiliśmy się zbierać i razem poszliśmy pod Podpromie, bo tam stało auto Igiełki.
- To był bardzo miły wieczór. - rzekł Igła otwierając samochód.
- No, ja też się świetnie bawiłam. - odparłam machając rękami, nie wiedząc co zrobić z nimi.
- Hmm, to może ja Cię podwiozę pod dom?- uśmiechnął się.
- Nie trzeba, blisko mieszkam.
- Ciemno jest, bandziory grasują a samej Cię nie puszczę. - uśmiechnął się.
- Skoro nalegasz. - również obdarzyłam go uśmiechem i wsiadłam do auta. 
  Gdy zajechaliśmy pod mój dom szybko wyskoczył z samochodu i pobiegł otworzyć mi drzwi. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czuje się jak księżniczka. Odprowadził mnie pod drzwi. Przez chwile miałam milion myśli związanych z nim i z naszym pożegnaniem. Przed oczami miałam sceny z różnych filmów romantycznych. Myśli było coraz więcej a ja marzyłam aby ta główna o której myślę się spełniła.
  Igła podszedł do mnie tak blisko, że czułam jego oddech na skórze, który sprawiał że przez moje ciało przechodziły dreszcze. Lekko pochylił się i ....


REKLAMA


-----------------------------------


Tak właśnie zrobiłby Posat xD łahaha 

I jak się wam podoba? 
Jak myślicie co mogło się wydarzyć? :D

sobota, 12 października 2013

Rozdział IV

  Rano obudził mnie natrętnie dzwoniący telefon. Gdy odebrałam, usłyszałam:
- Marta, przyjedź szybko do szpitala! - odezwał się kobiecy głos.
- A co się stało, że mnie tak nagle potrzebujecie? - spytałam Basi zgadując, że to ona.
- Mam ważną sprawę, przyjedź jak najprędzej. - nic nie zdążyłam odpowiedzieć bo się rozłączyła. Ciekawe co ode mnie chcą. Leniwie zwlekłam się z łóżka, ubrałam się i coś zjadłam. Po tych czynnościach ruszyłam do szpitala.
  Weszłam i gdy Basia mnie zobaczyła to zaczęła energicznie machać ręką. Podeszłam do niej a ta rzuciła się na mnie.
- Marta, dobrze że jesteś... Szybciej się nie dało? Czekam już długo na Ciebie. - powiedziała na jednym wdechu, zaczęło się.
- Ciesz się, że w ogóle przyszłam, przecież dzisiaj mam wolne.
- No dobra, dobra. A więc chciałam się Ciebie zapytać ... - zaczęła.
- Taaaak?
- ... Czy zamienisz się ze mną dyżurami? - odparła i zrobiła oczy jak kot ze Shreka.
- Co? Czemu? - zdziwiłam się, myślałam że cosik innego wymyśliła.
- Bo Zbyszek ma urodziny i ja z Kasią chcemy mu zrobić prezent. - zaczęła z radości klaskać i podskakiwać.
- To która z was przebierze się i wejdzie do dużego plastikowego tortu jako niespodzianka? - spytałam z cwaniackim uśmieszkiem krzyżując ręce na piersiach.
- Yyy.... żadna, mamy coś lepszego ale nie powiem Ci, bo to tajemnica.
- Dobrze, że to tajemnica.... i tak nie miałam zamiaru pytać. - odparłam
- ...Czyli co? Zgadzasz się? - radość ją rozpierała.
- Nie. - odrzekłam krótko i odwróciłam się by wyjść ale ona złapała mnie za nadgarstek.
- Jeśli myślisz, że bez twojej pomocy sobie nie poradzimy to się grubo mylisz. - zwężyła oczy a usta zacisnęła cienką linie. - A i tak ni masz szans u Zbyszka. - puściła mnie i zrobiła głupi uśmieszek krzyżując ręce na piersiach.
- Uważaj, bo Ty masz. - powiedziałam i odeszłam.
  Postanowiłam jeszcze odwiedzić Zbyszka. Gdy weszłam zastałam tylko Krzyśka.
- Cześć. - powiedziałam.
- Cześć. - odpowiedział i uśmiechnął się.
- Gdzie jest Zbyszek? - spytałam.
- Poszedł do ubikacji, zaraz wróci. - odparł. - Marta, mam do Ciebie sprawę. - jego mina stała się nagle poważna.
- Tak?
- Pomożesz mi w przygotowaniu prezentu dla Zbyszka? - spytał.
- Jeden skończył, drugi zaczął. Co wy wszyscy z tymi urodzinami od Zbyszka?
- A kto jeszcze coś szykuje? - zrobił duże oczy.
- Od niego dwie największe fanki... Kasia i Basia. - prychnęłam.
- Aha... Martuś proszę zgódź się. - myśli że złapie mnie na ładne oczka.
- No dobrze. - jednak mu się udało.
Odetchnął z ulgą i zaczął opowiadać. Nagle w drzwiach pojawił się Zbyszek więc Igła powiedział mi szeptem że mam na niego poczekać przed drzwiami. Wstałam i już miałam wychodzić gdy nagle Zibi rzekł.
 - Ooo... Kogóż to moje oczka widzą? Pani Marta, co Panią sprowadza w moje skromne progi? - spytał z uśmieszkiem.
- No właśnie nic. - wstałam i już chciałam iść ale zatrzymał mnie.
- A gdzie się Pani wybiera? Nie tak szybko... - złapał mnie za nadgarstek.
- Dobra, Zbyszek daruj sobie. - odparłam z obojętnością.
- Ooo... Od kiedy przeszliśmy na Ty? - zrobił minę podrywacza.
- A kto powiedział, że przeszliśmy? - nic nie odpowiedział więc dalej ciągnęłam swoją wypowiedź. - A poza tym daj mi spokój, no mam dziś wolne i nie am zamiaru Cię niańczyć. - no to załatwiłam gada.
  Chciał coś zrobić ale zrezygnował.
- Dobrze, to ja Ciebie nie trzymam. - puścił mój nadgarstek poszedł do łóżka.Ja już miałam wychodzić ale stanęłam w drzwiach i jeszcze powiedziałam.
- A i jeszcze coś ... Zbyszek, Ty masz leżeć w łóżku a nie pielęgniarki podrywać. - roześmiałam się z Igłą a Zbyszek zrobił smutną minę i powiedział bardziej do siebie niż do nas.
- Wcale, że nie. - wyszłam nie komentując tego.

Po około 10 minutach wyszedł Krzysiu i zaczęłam z nim konwersację.

-------------------------------------------------------
We środę - 09.10.2013 byłam pierwszy raz na meczu.
Zaksa vs. Perugia 3:2