Obudziłam się i nic mnie nie bolało. Pierwsza myśl chyba nie żyje. Usiadłam i poczułam ostry ból w lewej nodze. Ohoho.. Panno Marto, nie ma tak dobrze.
Podniosłam się i szybko pokonałam drogę do ubikacji. Spojrzałam w lustro... - Jeezu jak ja wyglądam.. - przeciągnęłam rękami po twarzy - Nie dość, że gruba to jeszcze brzydka. - pokazałam język swojemu odbiciu - Musze coś ze sobą zrobić.. - przyłożyłam dwa palce do ust - Lifting? hmmm odpada.. coś mniej drastycznego - przygryzłam dolną wargę.
I nagle mnie oświeciło.
- Bieganie!! - klasnęłam w dłonie - nie, to nie dla mnie - skrzywiłam się. - Prędzej płuca wypluje niż przebiegnę dwa kilometry.. - zmarszczyłam nos - Ale kto mi każe od razu dwa kilosy cisnąć?.. - oblizałam wargi - Trzeba spróbować, ale to dopiero jak stąd wyjdę... czyli?.. cholera ani nie wiem co mi jest.. - spojrzałam smutna na swoje odbicie. - Doobra, spokojnie Marta.. - wciągnęłam dużo powietrza do płuc - Jak przyjdzie doktor to się dowiesz.... - przygryzłam wargę - Ciekawe co mi powie.. - zamyśliłam się.
Po wewnętrznym monologu i porannej toalecie wróciłam do łóżka. Położyłam się wygodnie, zamykając oczy już powoli zasypiałam, gdy nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Leniwie otworzyłam prawe oko i spojrzałam w ich stronę. Ujrzałam w nich pogodnie uśmiechniętą Zuzie.
- Martuś! Już nie śpisz. - powiedziała pełna entuzjazmu.
- No, już nie. - odwzajemniłam uśmiech.
- Wczoraj u ciebie byłam. Tak słodko spałaś, że nie miałam serca cie budzić. - przerwała a w jej oczach zobaczyłam dziwny blask. - Jak wychodziłam, to spotkałam Kubiaka i Ignaczaka. - podniosłam się na łokciach. - Mówili ci coś? - spytała z nadzieją w głosie. - Coś o mnie? - zmarszczyłam brwi.. czy ja o czymś nie wiem?
- Niee, o tobie nic. - cały dotychczasowy optymizm opuścił Zuzę. - A mieli? - skrzywiłam się.
- Nieee.. niee - zamruczała zmieszana. - Jak się czujesz? -dodała szybko zmieniając temat.
- Dobrze. - odpowiedziałam a Zuzia sztucznie się uśmiechnęła - Zuza, co jest?
- Nic. - odparła stanowczo, ja i tak wiedziałam, że coś ją gryzie.
- No przecież widzę.
- Niee, na prawdę nic mi nie jest. - zapewniając mnie szybko chwyciła torebkę. - Martuś, ja muszę już znikać. - powiedziała stojąc przy drzwiach.
- Czekaj! Miałyśmy o czymś pogadać. - przypomniała mi się nasza ostatnia rozmowa telefoniczna.
- Porozmawiamy innym razem, teraz na prawdę się śpieszę. Pa. - znikła za drzwiami.
Dziwne. Czy ja o czymś nie wiem?
Postanowiłam nie truć sobie tym głowy.
Ułożyłam się w wygodnej pozycji na łóżku i zanim zamknęłam oczy spojrzałam jeszcze na zegar wskazujący 12:30.
Obudziły mnie szmery dochodzące blisko mojego ucha. Otworzyłam oczy i odruchowo spojrzałam na zegarek. No pięknie, spałam tylko dwie godziny.
Zaczęłam się rozglądać po pokoju. Koło moich nóg stał doktor Adrian z moją kartą pacjenta. Potrząsnęłam głową, co rozbudziło mnie do końca. Zmieniłam pozycje na siedzącą.
- Adrian! - doktor spojrzał na mnie spod swoich okularów.
- Ooo Marto, już nie śpisz. - uśmiechnął się.
- Co mi jest? - przygryzłam wargę.
- Wyczerpałaś organizm do minimum. Niedożywienie z brakiem odpoczynku tworzą wybuchową parę. - otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale on ciągnął dalej - nie martw się, dziś cie wypuścimy. - odetchnęłam - Masz tydzień wolnego, tyle powinno wystarczyć, abyś nabrała siły. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- O której będę mogła jechać do domu?
- O 15. - odparł.
- To fajnie. - wyszczerzyłam się.
- Co, nie podobał ci się pobyt tutaj? - uniósł wysoko prawą brew.
- Wiesz, jednak wole być tutaj jako lekarz, a nie pacjent. - spuściłam wzrok.
- Nie ty jedna. - odparł i zniknął za drzwiami.
- Aha? - zmarszczyłam czoło.
Nie wiedząc gdzie się podziać przez następne pół godziny, wpadłam na dobry pomysł. Wyszłam ze swojego pokoju i jak ninja starałam się przejść przez korytarz tak aby mnie nikt nie zauważył. Może to głupie ale i tak w tym szpitalu nie ma żadnej innej rozrywki poza własną inwencją twórczą.
Po dotarciu do wyznaczonego celu szybko i cicho prześlizgnęłam się do sali. Widok, który zobaczyłam chwycił mnie za serce, choć już raz widziałam śpiącego Zbyszka, ale nigdy w takim wydaniu.
Po cichutku podeszłam i usiadłam na krześle przy łóżku. Przez długi czas wpatrywałam się w jego spokojną twarz i równomiernie podnoszącą się klatkę piersiową. Zbyszek wydawał się taki bezbronny i niewinny jak... anioł. W duchu pozazdrościłam jego przyszłej żonie takiego widoku na co dzień.
Przez dłuższą chwile siedziałam jeszcze wpatrzona jak w obrazek.
Postanowiłam wrócić do siebie. Gdy stałam przy drzwiach ostatni raz odwróciłam się i popatrzałam na Zbyszka. Moje oczy spotkały jego.
- Marta? Co ty tu robisz? - spytał przecierając zaspane oczy.
- Przyszłam cię odwiedzić. Nie cieszysz się? - posłałam mu promienny uśmiech.
- Jasne, że się ciesze, ale tak dawno cie u mnie nie było.. myślałem, że się na mnie obraziłaś. - spuścił wzrok.
- Ja?.. Na ciebie?.. Nie miałam powodu by to zrobić. - uśmiechnęłam się a on puścił mi oczko.
Po chwili zastanowienia spytałam.
- Michał i Krzysiu nie powiedzieli ci czemu nie przychodziłam? - zmarszczyłam brwi.
- Nie, nic nie mówili. A co? A coś się stało? - spytał przestraszony.
- Niee.., nic nic. - mój wzrok błądził po ścianach, ciekawe czemu mu nic nie powiedzieli - A właściwie to tak. - spuściłam wzrok i usiadłam na krześle, a Zbyszek szybko się podniósł i usiadł. Oni nie powiedzieli, to ja powiem. - Nie wiem jak ci to powiedzieć. - przetarłam ręką twarz, jednak to nie takie proste jak się wydaje. - Po tym jak doktor zabrał cie na operacje.. - przerwałam szukając odpowiednich słów, potrząsnęłam głową aby orzeźwić umysł - Po tym jak doktor zabrał cie na operacje, ja zemdlałam. - swój wzrok wbiłam w podłogę by po chwili patrzeć w jego oczy, które były pełne troski. - Nie myśl, że to twoja wina. Po prostu sama nie umiem o siebie zadbać i.. - moje oczy znów gdzieś błądziły - i... wycieńczyłam organizm. - odetchnęłam i spojrzałam w jego oczy.
- Maaartuś! Moja biedna kochana Martusia. - Zbyszek wziął mnie w swoje silne ramiona i mocno uścisną. - Jak ty się dla mnie poświęcasz - popatrzał na mnie oczami pełnymi ciepła - Taką wspaniałą przyjaciółkę jak ty to ja nigdzie nie znajdę. - uścisnął mnie tak mocno, że mi prawie kości strzeliły.
- Yhyym.. Ja jestem niby taka wspaniała, a się ani nie spytałam jak się czujesz. - zmarszczyłam brwi, czy ja właśnie sama sobie pojechałam po berecie?
- Ah, bo nie ma o czym gadać. Czuje się świetnie, trochę mnie brzuch boli ale poza tym to świetnie. - uśmiechnął się - W piątek mnie do domu wypuszczą. - oblizał wargi.
- A mnie dziś o 15. - na chwile zamarłam - Która jest?
- Za piętnaście trzecia.
- Zbysiu ja już idę, bo muszę zadzwonić po mojego szofera.. - zmarszczył brwi - Kubiaka. - pokazałam mu język.
-Aaa no chyba, że tak.
Ostatni raz mocno mnie uścisnął i wyszłam z pokoju.
Wróciłam do pokoju i szybko chwyciłam telefon. Chciałam żeby przyjechał po mnie Misiek. Może bym zadzwoniła po Krzyśka, ale dalej mam mu za złe to, co mi powiedział w kanciapie. Bez zastanowienia wybrałam numer Kubiaka.
- Michał? Co robisz? - spytałam wesoło.
- Aktualnie jadę na trening, a co?
- Nic.. nic. - zmieszałam się - Po prostu myślałam, że mnie odbierzesz ze szpitala, ale jak jesteś zajęty to pieszo wrócę. Nie mam daleko. - uśmiechnęłam się sztucznie. Głupia! Nie szczerz się, on i tak tego nie widzi, skarciłam się w myślach.
- O nie Marta, nie możesz się przemęczać. - odparł stanowczo - Zaraz kogoś po ciebie przyśle.
- Nie trzeba. Nie rób sobie kłopotu. - aż się boje pomyśleć kogo przyśle.
- To nie kłopot a przysługa. Kiedyś mi się odwdzięczysz. - pewnie się teraz uśmiecha jak głupi. - Papa
- Pa - rozłączyłam się.
Położyłam telefon na stoliku a sama rzuciłam się na łóżko. No to się wkopałam. Jak zwykle. Może jednak przyjedzie po mnie ktoś normalny? Może ta jego pokojówka? Głośno się zaśmiałam. Taaa, jeszcze czego.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się pakować.
Spakowana i zadowolona usiadłam na łóżko. Rozejrzałam się czy czegoś czasem nie zostawiłam.
Równo o 15 usłyszałam pukanie do drzwi. Wyłoniła się z nich uśmiechnięta twarz.
- Witaj Martuś. Mówiłem że jeszcze wrócę. - puścił mi oczko, a ja miałam ochotę zrobić face palm.
Podniosłam się i szybko pokonałam drogę do ubikacji. Spojrzałam w lustro... - Jeezu jak ja wyglądam.. - przeciągnęłam rękami po twarzy - Nie dość, że gruba to jeszcze brzydka. - pokazałam język swojemu odbiciu - Musze coś ze sobą zrobić.. - przyłożyłam dwa palce do ust - Lifting? hmmm odpada.. coś mniej drastycznego - przygryzłam dolną wargę.
I nagle mnie oświeciło.
- Bieganie!! - klasnęłam w dłonie - nie, to nie dla mnie - skrzywiłam się. - Prędzej płuca wypluje niż przebiegnę dwa kilometry.. - zmarszczyłam nos - Ale kto mi każe od razu dwa kilosy cisnąć?.. - oblizałam wargi - Trzeba spróbować, ale to dopiero jak stąd wyjdę... czyli?.. cholera ani nie wiem co mi jest.. - spojrzałam smutna na swoje odbicie. - Doobra, spokojnie Marta.. - wciągnęłam dużo powietrza do płuc - Jak przyjdzie doktor to się dowiesz.... - przygryzłam wargę - Ciekawe co mi powie.. - zamyśliłam się.
Po wewnętrznym monologu i porannej toalecie wróciłam do łóżka. Położyłam się wygodnie, zamykając oczy już powoli zasypiałam, gdy nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Leniwie otworzyłam prawe oko i spojrzałam w ich stronę. Ujrzałam w nich pogodnie uśmiechniętą Zuzie.
- Martuś! Już nie śpisz. - powiedziała pełna entuzjazmu.
- No, już nie. - odwzajemniłam uśmiech.
- Wczoraj u ciebie byłam. Tak słodko spałaś, że nie miałam serca cie budzić. - przerwała a w jej oczach zobaczyłam dziwny blask. - Jak wychodziłam, to spotkałam Kubiaka i Ignaczaka. - podniosłam się na łokciach. - Mówili ci coś? - spytała z nadzieją w głosie. - Coś o mnie? - zmarszczyłam brwi.. czy ja o czymś nie wiem?
- Niee, o tobie nic. - cały dotychczasowy optymizm opuścił Zuzę. - A mieli? - skrzywiłam się.
- Nieee.. niee - zamruczała zmieszana. - Jak się czujesz? -dodała szybko zmieniając temat.
- Dobrze. - odpowiedziałam a Zuzia sztucznie się uśmiechnęła - Zuza, co jest?
- Nic. - odparła stanowczo, ja i tak wiedziałam, że coś ją gryzie.
- No przecież widzę.
- Niee, na prawdę nic mi nie jest. - zapewniając mnie szybko chwyciła torebkę. - Martuś, ja muszę już znikać. - powiedziała stojąc przy drzwiach.
- Czekaj! Miałyśmy o czymś pogadać. - przypomniała mi się nasza ostatnia rozmowa telefoniczna.
- Porozmawiamy innym razem, teraz na prawdę się śpieszę. Pa. - znikła za drzwiami.
Dziwne. Czy ja o czymś nie wiem?
Postanowiłam nie truć sobie tym głowy.
Ułożyłam się w wygodnej pozycji na łóżku i zanim zamknęłam oczy spojrzałam jeszcze na zegar wskazujący 12:30.
Obudziły mnie szmery dochodzące blisko mojego ucha. Otworzyłam oczy i odruchowo spojrzałam na zegarek. No pięknie, spałam tylko dwie godziny.
Zaczęłam się rozglądać po pokoju. Koło moich nóg stał doktor Adrian z moją kartą pacjenta. Potrząsnęłam głową, co rozbudziło mnie do końca. Zmieniłam pozycje na siedzącą.
- Adrian! - doktor spojrzał na mnie spod swoich okularów.
- Ooo Marto, już nie śpisz. - uśmiechnął się.
- Co mi jest? - przygryzłam wargę.
- Wyczerpałaś organizm do minimum. Niedożywienie z brakiem odpoczynku tworzą wybuchową parę. - otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale on ciągnął dalej - nie martw się, dziś cie wypuścimy. - odetchnęłam - Masz tydzień wolnego, tyle powinno wystarczyć, abyś nabrała siły. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- O której będę mogła jechać do domu?
- O 15. - odparł.
- To fajnie. - wyszczerzyłam się.
- Co, nie podobał ci się pobyt tutaj? - uniósł wysoko prawą brew.
- Wiesz, jednak wole być tutaj jako lekarz, a nie pacjent. - spuściłam wzrok.
- Nie ty jedna. - odparł i zniknął za drzwiami.
- Aha? - zmarszczyłam czoło.
Nie wiedząc gdzie się podziać przez następne pół godziny, wpadłam na dobry pomysł. Wyszłam ze swojego pokoju i jak ninja starałam się przejść przez korytarz tak aby mnie nikt nie zauważył. Może to głupie ale i tak w tym szpitalu nie ma żadnej innej rozrywki poza własną inwencją twórczą.
Po dotarciu do wyznaczonego celu szybko i cicho prześlizgnęłam się do sali. Widok, który zobaczyłam chwycił mnie za serce, choć już raz widziałam śpiącego Zbyszka, ale nigdy w takim wydaniu.
Po cichutku podeszłam i usiadłam na krześle przy łóżku. Przez długi czas wpatrywałam się w jego spokojną twarz i równomiernie podnoszącą się klatkę piersiową. Zbyszek wydawał się taki bezbronny i niewinny jak... anioł. W duchu pozazdrościłam jego przyszłej żonie takiego widoku na co dzień.
Przez dłuższą chwile siedziałam jeszcze wpatrzona jak w obrazek.
Postanowiłam wrócić do siebie. Gdy stałam przy drzwiach ostatni raz odwróciłam się i popatrzałam na Zbyszka. Moje oczy spotkały jego.
- Marta? Co ty tu robisz? - spytał przecierając zaspane oczy.
- Przyszłam cię odwiedzić. Nie cieszysz się? - posłałam mu promienny uśmiech.
- Jasne, że się ciesze, ale tak dawno cie u mnie nie było.. myślałem, że się na mnie obraziłaś. - spuścił wzrok.
- Ja?.. Na ciebie?.. Nie miałam powodu by to zrobić. - uśmiechnęłam się a on puścił mi oczko.
Po chwili zastanowienia spytałam.
- Michał i Krzysiu nie powiedzieli ci czemu nie przychodziłam? - zmarszczyłam brwi.
- Nie, nic nie mówili. A co? A coś się stało? - spytał przestraszony.
- Niee.., nic nic. - mój wzrok błądził po ścianach, ciekawe czemu mu nic nie powiedzieli - A właściwie to tak. - spuściłam wzrok i usiadłam na krześle, a Zbyszek szybko się podniósł i usiadł. Oni nie powiedzieli, to ja powiem. - Nie wiem jak ci to powiedzieć. - przetarłam ręką twarz, jednak to nie takie proste jak się wydaje. - Po tym jak doktor zabrał cie na operacje.. - przerwałam szukając odpowiednich słów, potrząsnęłam głową aby orzeźwić umysł - Po tym jak doktor zabrał cie na operacje, ja zemdlałam. - swój wzrok wbiłam w podłogę by po chwili patrzeć w jego oczy, które były pełne troski. - Nie myśl, że to twoja wina. Po prostu sama nie umiem o siebie zadbać i.. - moje oczy znów gdzieś błądziły - i... wycieńczyłam organizm. - odetchnęłam i spojrzałam w jego oczy.
- Maaartuś! Moja biedna kochana Martusia. - Zbyszek wziął mnie w swoje silne ramiona i mocno uścisną. - Jak ty się dla mnie poświęcasz - popatrzał na mnie oczami pełnymi ciepła - Taką wspaniałą przyjaciółkę jak ty to ja nigdzie nie znajdę. - uścisnął mnie tak mocno, że mi prawie kości strzeliły.
- Yhyym.. Ja jestem niby taka wspaniała, a się ani nie spytałam jak się czujesz. - zmarszczyłam brwi, czy ja właśnie sama sobie pojechałam po berecie?
- Ah, bo nie ma o czym gadać. Czuje się świetnie, trochę mnie brzuch boli ale poza tym to świetnie. - uśmiechnął się - W piątek mnie do domu wypuszczą. - oblizał wargi.
- A mnie dziś o 15. - na chwile zamarłam - Która jest?
- Za piętnaście trzecia.
- Zbysiu ja już idę, bo muszę zadzwonić po mojego szofera.. - zmarszczył brwi - Kubiaka. - pokazałam mu język.
-Aaa no chyba, że tak.
Ostatni raz mocno mnie uścisnął i wyszłam z pokoju.
Wróciłam do pokoju i szybko chwyciłam telefon. Chciałam żeby przyjechał po mnie Misiek. Może bym zadzwoniła po Krzyśka, ale dalej mam mu za złe to, co mi powiedział w kanciapie. Bez zastanowienia wybrałam numer Kubiaka.
- Michał? Co robisz? - spytałam wesoło.
- Aktualnie jadę na trening, a co?
- Nic.. nic. - zmieszałam się - Po prostu myślałam, że mnie odbierzesz ze szpitala, ale jak jesteś zajęty to pieszo wrócę. Nie mam daleko. - uśmiechnęłam się sztucznie. Głupia! Nie szczerz się, on i tak tego nie widzi, skarciłam się w myślach.
- O nie Marta, nie możesz się przemęczać. - odparł stanowczo - Zaraz kogoś po ciebie przyśle.
- Nie trzeba. Nie rób sobie kłopotu. - aż się boje pomyśleć kogo przyśle.
- To nie kłopot a przysługa. Kiedyś mi się odwdzięczysz. - pewnie się teraz uśmiecha jak głupi. - Papa
- Pa - rozłączyłam się.
Położyłam telefon na stoliku a sama rzuciłam się na łóżko. No to się wkopałam. Jak zwykle. Może jednak przyjedzie po mnie ktoś normalny? Może ta jego pokojówka? Głośno się zaśmiałam. Taaa, jeszcze czego.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się pakować.
Spakowana i zadowolona usiadłam na łóżko. Rozejrzałam się czy czegoś czasem nie zostawiłam.
Równo o 15 usłyszałam pukanie do drzwi. Wyłoniła się z nich uśmiechnięta twarz.
- Witaj Martuś. Mówiłem że jeszcze wrócę. - puścił mi oczko, a ja miałam ochotę zrobić face palm.