poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział III

- Witam. - uśmiechnął się ZB9
- Witam Pana , Panie Zbyszku. - odparłam a jego oczy zrobiły się większe.
- Ooo... widzę że się pani moje imię zapamiętała. - rzekł z cwaniackim uśmieszkiem.
- Widocznie tak ... Jak się Pan czuje? - spytałam próbując zmienić temat.
- Dobrze, lecz nurtuje mnie jedno pytanie. - odparł przyglądając mi się.
- Tak?
- Skąd Pani zna Krzyśka? Ogląda Pani siatkówkę? - zapytał.
- Tak, oglądam siatkówkę. - odpowiedziałam uśmiechając się.
  Zrobił dziwną minę przyglądają mi się. Lekko otworzył usta lecz po chwili je zamknął. Przełknął głośno ślinę i rzekł:
- Jeżeli Pani ogląda siatkówkę to Pani pewnie zna atakującego z numerem 9 na koszulce. - popatrzał na mnie niepewnie.
- Znam tylko z numerem 7 Jarosza. - oczywiście że Cie znam gościu... to tylko taka podpucha!! Nic nie odpowiedział tylko spuścił głowę. Chyba przegięłam.
- A mówią, że jest najprzystojniejszy z siatkarzy. - dodał cicho.
- A to ten co ma powalający uśmiech i ciemne włosy? - jego oczy wyglądały jak pięciozłotówki.
- Tak - powiedział radośnie.
- A to nie znam - tym razem tak się zmieszał, że było widać,że nie wie co o tym myśleć.
  Postanowiłam go zostawić w takim stanie i wyszłam po drodze wymijając Igłę. Ten tylko uśmiechnął się, pokręcił głową i zniknął z mojego zasięgu wzroku.
  Nie wiedziałam o co mu chodzi więc poszłam do łazienki. Zobaczyłam w lustrze, że mam różowe policzki. Postanowiłam nic z tym nie robić i ruszyłam do pracy. Przechodząc koło recepcji usłyszałam czyjąś rozmowę, a mianowicie między Kasią a inną lekarką. Schowałam się za kolumnie i słuchałam o czym rozmawiają.
- Oj Kasia Ty to masz szczęście, że doktory wybrał właśnie Ciebie. - powiedziała Basia.
- Wiem, ma się swoje sposoby. - odparła i obydwie zaniosły się w głośny śmiech. Ja na to jedynie prychnęłam rżą jak konie. Chciałam się odwrócić i odejść ale nagle zmieniły temat rozmowy.
- Kasia, powiedz mi lepiej co tam u Twojego Zbysia słychać. - zrobiłam wielkie oczy i aż mi się lekko buzia ze zdziwienia otworzyła.
- U niego dobrze. - odpowiedziała spokojnie Kasia patrząc na swoje paznokcie.
- Dobrze wiesz, że mi nie o to chodzi, przecież widzę jak Cię pożera wzrokiem - niech uważa bo ją zeżre.
- Aj przestań, wiem też to widzę. - powiedziała uradowana.
- Ale chyba tego tak nie zostawisz? - skrzywiła się Basia.
- Nie, no coś Ty. - odparła, ja też tak tego nie zostawię pomyślałam i energicznie się odwracając znów wpadłam na kogoś i nie był to nikt inny jak Kubiak. Trzymał w ręku kubek z kawą i cała jego zawartość wylądowała na Michałowej koszulce.
- Oj, przepraszam, nie chciałam. - aż zakryłam ręką usta.
- Widzę, że rewanżujesz się za ostatnią akcje z drzwiami. - rzekł ścierając resztki kawy z koszulki.
- Nie no, aż taka wiedźma nie jestem. - tylko gorsza, złapałam jakąś szmatkę i sama zaczęłam mu wycierać nią koszulkę. Michał tylko podążał wzrokiem za moimi ruchami. Wycierając tak poczułam jego wyrzeźbione ciało i zrobiło mi się gorąco. Policzki miałam tak czerwone że aż piekły te rumieńce. Popatrzałam na jego roześmiane oczy. Nic nie mówiąc wyminęłam go i poszłam przed siebie. On jedynie odwrócił się i odprowadził mnie wzrokiem. Postanowiłam wrócić do pracy ale nawet podczas niej moje myśli wciąż krążyły wokół chłopaka z niebieskimi tęczówkami.

  Po powrocie do domu zjadłam kolacje , szybki prysznic i już leżałam w łóżku zwinięta w kłębek.

  Rano obudził mnie natrętnie dzwoniący telefon. Gdy odebrałam, usłyszałam:
- Marta, przyjedź szybko do szpitala! - odezwał się kobiecy głos.
 

niedziela, 29 września 2013

Rozdział II

- Dobrze. Michale , przyszedłeś w odwiedziny czy pozwiedzać szpital? Bo nie wyglądasz na chorego. - moja spostrzegawczość powala.
- Przyszedłem odwiedzić mojego przyjaciela Zbyszka i właśnie mam zamiar go szukać. Może wiesz w której sali jest?
  I wtedy zrodził się w mojej głowie plan...
- Nie, nie wiem, ale tak się składa, że ja również się do niego wybieram, więc razem możemy go poszukać.
- Okej, to choć
  I poszliśmy szukać. Gdy już wiedzieliśmy w której sali jest, ja zmieniłam kierunek i poszłam do recepcji pod pretekstem sprawdzenia czegoś. Po 10 minutach gdy weszłam do sali Michała nie było. Tak jak myślałam. Zamiast niego był inny kolega Zbyszka - Krzysiu Ignaczak , siatkarz grający na pozycji libero. Wiedziałam to ponieważ był on moim ulubieńcem. 
  Chwile się zawahałam się czy wejść i stanąć oko w oko z nim. 
Lekko zarumieniona ruszyłam w ich kierunku. Krzysiu uśmiechnął się do mnie przyjaźnie przez co jeszcze bardziej spaliłam buraka.
- Pan Krzysztof? Krzysztof Ignaczak? - spytała z nutką zawahania w głosie.
- Tak, we własnej osobie. - uśmiechnął się promiennie.
- Jest pan moim ulubionym siatkarzem, świetnie pan gra i jest pan najlepszym libero na świecie. - uśmiechnęłam się.
- Niech mi Pani tak nie słodzi bo się zaczerwienie. - cały Igła, żartowniś jeden.
- A mogę chociaż liczyć na mały autografik?
- Dla wiernych fanów zawszę. - odparł.
  Zbigniew chrząknął.
- To może później bo tu pacjent czeka.- Zibi uśmiechnął się na moje słowa. - A więc Panie... - popatrzałam na kartę na łóżku a przez ten czas Zbigniew i Krzysiu wymienili spojrzenia - ... Zbigniewie, tak mogę mówić? - spytałam Zbysia.
- Tak
- Panie Zbigniewie ma pan wyrostek robaczkowy. Jedna operacja i będzie pan jak zdrów.- odparłam 
- A Pani jest jego lekarką? - spytał Igła. 
- Nie, Panem... - znowu spojrzałam na kartę, tym razem Zbyszek zrobił duże oczy a Igła tylko skrzywił się i wzruszył ramionami. - ... Zbigniewem zajmie się Doktor Katarzyna. - uśmiechnęłam się - Proszę się nie martwić, jest dobrym lekarzem. - ciągnęłam dalej. 
  Po stwierdzeniu tego  postanowiłam ich zostawić samych lecz gdy wychodziłam to zostawiłam niedomknięte drzwi a sama oparłam się o ścianę obok.
- Stary, ona Cię nie kojarzy. - powiedział Igła.
- Wiem i to mnie dziwi, a jeszcze bardziej to że Ciebie zna. - odparł Zibi
- Widzisz , ma się ten urok osobisty. - odparł z dumą 
- Ty się tak nie ciesz bo wszystko Iwonie powiem. - zaśmiał się Zibi, Igła posmutniał a mnie koleżanka zawołała na ciężki przypadek.

  Po ciężkim dniu jedyne o czym marzyłam to pójść pod prysznic a potem spać. Zanim się obejrzałam byłam już w objęciach Morfeusza.

  Następnego dnia w pracy było tak jak codziennie lecz jedna rzecz się zmieniła, szłam do pracy z uśmiechem na twarzy. Postanowiłam pójść i zobaczyć jak się trzyma Zbyszek.
  Gdy weszłam zobaczyłam Kasię.Podlizywała się do niego ile się dało.Wymijając mnie popatrzyła na mnie z nienawiścią aż w jej oczach było widać szalejące ogniki. Zignorowałam to i podeszłam do łóżka. 
- Witam. - uśmiechnął się ZB9
- Witam Pana , Panie Zbyszku. - odparłam a jego oczy zrobiły się większe.
- Ooo... widzę że się pani moje imię zapamiętała. - rzekł z cwaniackim uśmieszkiem.
- Widocznie tak ... Jak się Pan czuje? - spytałam próbując zmienić temat.
- Dobrze, lecz nurtuje mnie jedno pytanie. - odparł przyglądając mi się.
- Tak?

sobota, 28 września 2013

Rozdział I

- Panie dyrektorze, mam sprawę.
- Tak?
- Dowiedziałam się, że na mój oddział trafił Zbigniew Bartman i w związku z tym, chciałam się pana zapytać czy mogłabym się nim zająć. Ja bardzo uwielbiam siatkówkę i bardzo bym chciała poznać siatkarza od strony prywatnej a może to być jedyna szansa, która się nigdy nie powtórzy - zrobiłam smutną minkę.
- Marto, ja wiem jak Ci na tym zależy ale już niestety wyznaczyłem osobie i jest nią doktor Katarzyna.
  Gdy usłyszałam to imię na chwile zamarłam.
- Ale ... dlaczego Ona? - spytałam z gniewem.
- Bo jest wykształconą osobą i ma dobry kontakt z pacjentem.
  Teraz to nic nie rozumiałam, przecież mamy te same cechy.
- Jeżeli tak dobrze łapie kontakt, to niech złapie go z wszystkimi innymi, tylko nie z nim - gotowałam się w środku.
- Marto, uspokój się, podjąłem już decyzje i jej nie zmienię - odparł stanowczo.
- W takim razie - Do widzenia!! - wyszłam trzaskając drzwiami.
  Zdenerwowana ruszyłam korytarzem w bliżej mi nieokreślonym kierunku.
  Jakim cudem jest ona lepsza, ciekawe w czym? Chyba tylko w świeceniu oczami. Rozmyślając tak stało się coś niespodziewanego...

Przed moimi oczami zobaczyłam tylko drzwi i z wielkim hukiem opadłam na podłogę.   Gdy otworzyłam oczy, nade mną stał mężczyzna o pięknych, niebieskich oczach. Po chwili wpatrywania ocknęłam się. Chłopak przepraszając kręcił się wokół mnie i starał się pomóc mi wstać.
- Przepraszam Panią, nie chciałem Panią uderzyć... niezdara ze mnie. - zrobił smutną minę.
- Niech się Pan nie martwi, nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się i chciałam zrobić krok ale straciłam równowagę i gdyby nie silne ramiona mężczyzny znów runęłabym jak długa. Z zaistniałej sytuacji oblałam się rumieńcem, choć mi się to nigdy nie zdarza.
- Może Panią odprowadzę bo widzę, że Pani jest niestabilna - odparł - Ani się Pani nie przedstawiłem, Michał jestem, Michał Kubiak.
  Wtedy wryło mnie w podłogę, wiedziałam że go znam .. i te jego oczy.
- Marta... Marta Zawadzka , miło mi. - uścisnęłam jego dłoń i podarowałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki w tej chwili było mnie stać.
- Mnie również. - odwdzięczył mi się tym samym.
- Panie Michale... - zaczęłam mówić, lecz mi przerwał.
- Mów mi po prostu Michał. - odparł i uśmiechnął się.
- Dobrze. Michale , przyszedłeś w odwiedziny czy pozwiedzać szpital? Bo nie wyglądasz na chorego. - moja spostrzegawczość powala.
- Przyszedłem odwiedzić mojego przyjaciela Zbyszka i właśnie mam zamiar go szukać. Może wiesz w której sali jest?
  I wtedy zrodził się w mojej głowie plan...

piątek, 27 września 2013

Prolog

   Ja i moje monotonne życie.
   W szkole zawsze robiłam jako tło, nikt nie zwracał na mnie uwagi. Czasem próbowałam się wybić - z różnymi skutkami. Depresja sprawiła, że przestałam o siebie dbać i zaczęłam okrutnie tyć.
   Wybrałam zawód lekarza aby ratować życie ludziom i stać się bohaterką, lecz los płata różne figle i nie raczył mnie oszczędzić. Owszem byłam wymarzoną lekarką lecz monotonna, nudna praca nie dawała satysfakcji a zwłaszcza gdy natrafiałam na mniej sympatycznych pacjentów, którzy zwracali uwagę na moją wagę.
    Pewnego dnia los się do mnie uśmiechnął. Na mój oddział trafił siatkarz a że uwielbiam siatkówkę był to dla mnie dar od Boga.
   Pewnym krokiem ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora. Miałam wielkie nadzieje i jeszcze większe plany związane z tym siatkarzem.

   Lekko zapukałam i od razu po wejściu postanowiłam walczyć jak lwica.
- Panie dyrektorze, mam sprawę.
- Tak?
- Dowiedziałam się, że na mój oddział trafił ... 
 
-------------------------------------------------------------------- 

Tum tum tuuuuuuum.....

It's time to begin the story ...